Reklama
Reklama

Sławomir Siejka: Co tak naprawdę go zabiło? O przyczynach nagłej śmierci uwielbianego prezentera wciąż nie wiemy wszystkiego...

Choć od śmierci Sławomira Siejki minęło już ponad 26 lat, nadal nie wiadomo, czy prezenter zmarł – jak brzmiał oficjalny komunikat – na zapalenie opon mózgowych, czy – o czym plotkowano na korytarzach w gmachu TVP – na AIDS.

Na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku Sławomir Siejka był jednym z niewielu mężczyzn zatrudnionych w TVP w charakterze spikerów.

Może właśnie dlatego, że był "rodzynkiem", widzowie go uwielbiali i cenili. Miał w sobie coś, co przykuwało uwagę i nie pozwalało oderwać od niego wzroku...

Zawsze uśmiechnięty, zawsze świetnie przygotowany do pracy, zawsze elegancki chłopak zaskarbił sobie sympatię telewidzów od pierwszego pojawienia się na wizji.

Jeden z kolegów wspominał go na łamach "Gazety Wyborczej" jako człowieka, który codziennie udowadniał, że można żyć... inaczej i który potrafił każdy dzień przeżyć pięknie.

Reklama

Kiedy na początku listopada 1994 roku na jaw wyszło, że Sławomir Siejka leży w jednym z wrocławskich szpitali i walczy z wirusowym zapaleniem opon mózgowych, nikt nie spodziewał się, że choroba, która w większości przypadków ma łagodny przebieg, zabije go...

Wiadomość, że odszedł, wstrząsnęła jego fanami. Nie wszyscy jednak wierzyli, że rzeczywiście miał zapalenie opon mózgowych.

W gmachu TVP na Woronicza aż huczało od plotek, że zmarł z powodu AIDS, co ukryto przed opinią publiczną, by oszczędzić jego bliskim upokorzeń, na które z pewnością byliby skazani, gdy wyszło na jaw, że nie tylko żył inaczej, ale też... kochał inaczej.

Sławomir Siejka trafił do szpitala prosto z telewizyjnego studia.

7 listopada 1994 roku zasłabł na planie swojego programu. Podobno nagle poczuł się źle, opadł na krzesło i nie mógł złapać tchu. Natychmiastowa pomoc uratowała mu wtedy życie. Niestety, nie na długo. Zmarł dwa tygodnie później.

W jednym ze swych ostatnich wywiadów Sławomir Siejka wyznał, że gdyby nie pracował w telewizji, to cały czas poświęcałby na podróżowanie. Marzył o wyprawie dookoła świata.

Jego największą słabością były... krawaty. Miał ich całą kolekcję. Znany był też z tego, że jako jedyny mężczyzna w telewizji przez pewien czas paradował po Warszawie w prawdziwym futrze.

"Sprzedałem je, bo mój ekologiczny pies zaczął mnie bojkotować i nie chciał wychodzić ze mną na spacer" - żartował, opowiadając o Filipie - charcie afgańskim, który był jego najwierniejszym przyjacielem.

Sławomir Siejka nigdy nie krył, że karierę zawdzięcza... Ninie Terentiew.

"Po emisji mojego pierwszego reportażu pani Nina podeszła do mnie i powiedziała, że jutro poprowadzę poranny program w Dwójce. Dosłownie wepchnęła mnie do śniadaniówki. Nina Terentiew jest dla mnie niedościgłym wzorem prawdziwej osobowości telewizyjnej" - powiedział w rozmowie z tygodnikiem "Antena".

Sławek trafił do telewizji w 1989 roku wkrótce po studiach dziennikarskich. Zaczął jako stażysta i cierpliwie czekał na swoją szansę. Dostał ją od Niny Terentiew. Niestety, nie dane mu było rozwinąć skrzydeł, choć wróżono mu wspaniałą przyszłość.

Jesienią 1994 roku niespodziewanie zaczął mieć problemy ze zdrowiem. W ciągu kilku tygodni wychudł, bardzo zmizerniał. Nie chciał pojawiać się na wizji.

Ostatni dyżur w "Dwójce" wziął 30 października jako nagłe zastępstwo. Tydzień później nagrywał we Wrocławiu program z udziałem Ewy Kuklińskiej. To ona wezwała pogotowie, gdy zasłabł w studiu...

Zmarł, mając zaledwie 35 lat. Do dziś nie wiemy, co tak naprawdę go zabiło.

***

Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd:

Źródło: AIM
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy