Reklama
Reklama

Syn Szymona Kobylińskiego chciał stworzyć izbę pamięci ojca, a dostał nakaz eksmisji!

Trudno uwierzyć, że jedną z największych osobowości telewizyjnych był kiedyś postawny brodacz w okularach i z fajką w zębach, który w swoich programach opowiadał o historii Polski i na oczach widzów... rysował wszystko, o czym mówił. Szymon Kobyliński ściągał przed ekran telewizora całe rodziny i był ulubieńcem dzieci, które w dowód uznania i ogromnej sympatii nagrodziły go Orderem Uśmiechu. Dziś jego rysunki osiągają na aukcjach zawrotne ceny i sprzedają się na pniu!

Zmarły w kwietniu 2002 roku Szymon Kobyliński pozostawił po sobie ogromną liczbę rysunków, karykatur, ilustracji i obrazów. Wiele z nich można obecnie podziwiać w kilku polskich muzeach (m.in. w warszawskim Muzeum Karykatury) oraz galeriach, ale większość znajduje się w rękach prywatnych kolekcjonerów.

Prace Szymona Kobylińskiego - zawsze, gdy pojawiają się na rynku - cieszą się ogromnym powodzeniem, a na aukcjach osiągają zawrotne ceny. Niedawno za jeden szkic węglem jego autorstwa zapłacono ponad pięć tysięcy złotych!

Reklama

Kiedy Szymon Kobyliński opublikował w prasie swój pierwszy rysunek i dostał za to honorarium, miał... dziewięć lat i doskonale wiedział, że właśnie rysowaniu chce poświecić swoje życie.

Po II wojnie światowej studiował grafikę na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, a później - już jako dyplomowany grafik - rozpoczął studia na Uniwersytecie Warszawskim. Musiał jednak przerwać naukę na wydziale historii sztuki z powodu szykan ze strony władz komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej, zapisania się do którego odmówił.

Aby zarobić na utrzymanie, zaczął rysować karykatury dla "Szpilek", "Przekroju" i wielu innych magazynów. Do telewizji trafił przypadkiem. Poproszono go, by w jednym z programów opowiedział o swojej... suczce. Jego występ - gawęda ilustrowana wykonywanymi na oczach widzów portretami czworonoga - tak bardzo spodobał się szefom telewizji, że zaproponowali mu prowadzenie dobranocki dla najmłodszych.

Przez kilka lat opowiadał o swojej Czice, rysując na sztalugach ją i jej świat. "Opowieści Czikuni" miały ogromną oglądalność, a popularnością dorównywały im tylko "Przygody gąski Balbinki" oraz "Jacek i Agatka".

Emitowane na antenie TVP programy Szymona Kobylińskiego oglądała cała Polska. Występy m.in. w "Teleranku", w "Opowieściach Szymona Kobylińskiego", "Sile tradycji" i "Początku wieku" przyniosły rysownikowi sławę, jakiej doświadczały jedynie największe gwiazdy telewizyjne i filmowe. Film zresztą też bardzo szybko się o niego upomniał...

Kobyliński zaprojektował kostiumy do kultowego "Janosika", a jego grafiki "zagrały" w "Historii żółtej ciżemki", "Małżeństwie z rozsądku" i "Przygodach pana Michała". Ogromną frajdę sprawiało mu też ilustrowanie wielkich dzieł polskiej literatury - zilustrował ponad trzysta książek, w tym "Pana Tadeusza" i "Trylogię".

Jego autorstwa są również portrety władców Polski uzupełniające legendarny "Poczet królów i książąt polskich" Jana Matejki, a także... komiksy, które zaczął tworzyć jeszcze jako student (za trzy zeszyty "Przygód pancernych i psa Szarika" autorstwa Szymona Kobylińskiego trzeba dziś zapłacić grubo ponad tysiąc złotych).


Prywatnie Szymon Kobyliński przez całe życie był wierny jednej kobiecie. Żonę - Danutę Will - poznał podczas studiów w ASP.

Syn Szymona Kobylińskiego, Maciej, także jest plastykiem - zajmuje się projektowaniem scenografii teatralnej i filmowej. Stoi też na straży tego wszystkiego, co jego ojciec zostawił po sobie w swym dwupokojowym mieszkaniu w centrum Warszawy, w którym przeżył z żoną ponad pół wieku.

Biblioteki liczącej kilka tysięcy woluminów Szymonowi Kobylińskiemu zazdrościł sam Władysław Kopaliński, wybitny leksykograf i autor wielu słowników. Zbiór zgromadzonych przez niezapomnianego gawędziarza-rysownika białych kruków i pierwszych wydań - nierzadko z autografami autorów - warty jest dziś setki tysięcy złotych.

Kilka lat po śmierci Szymona Kobylińskiego jego syn chciał urządzić w mieszkaniu na Wilczej izbę pamięci poświęconą ojcu. Niestety, właściciel budynku nakazał Maciejowi Kobylińskiemu opuścić lokal i zabrać z niego wszystkie pamiątki.

Ówczesny wiceburmistrz Śródmieścia, Marcin Rzońca, tłumaczył na łamach "Życia Warszawy", że gmina musiała wystąpić do sądu o nakaz eksmisji, bo po śmierci matki (Danuta Will zmarła cztery lata po mężu) Maciej Kobyliński nie płacił czynszu i zadłużył lokal na prawie trzydzieści tysięcy złotych.

Dziś spuścizną po Szymonie Kobylińskim zajmuje się wnuczka rysownika Vera Kobylińska - malarka, która kilka lat temu przeprowadziła się na Warmię i właśnie tu zamierza wkrótce otworzyć muzeum pamięci dziadka.

Źródło: AIM
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy