Reklama
Reklama

Tadeusz Ross: Ta rana nigdy się nie zagoiła

Pomimo że ukochana mama Tadeusza Rossa (81 l.) nie żyje od wielu lat, satyryk i aktor do dziś nie wyleczył się z bólu po jej śmierci. Niezwykle szczerze na ten temat wypowiedział się w swojej autobiografii.

Była piękna, elegancka i bardzo dobra. Kochała muzykę, lubiła śpiewać, w tańcu fruwała - tak o ukochanej mamie opowiadała mu babcia Aniela.

Tadeusz Ross miał 6 lat, kiedy zginęła. Pojmano ją w łapance podczas Powstania Warszawskiego, więziono ją na Pawiaku. Po kilku tygodniach seniorka znalazła na słupie listę rozstrzelanych, a na niej nazwisko córki. Serce pękło jej z bólu.

Mały Tadzio nie do końca zdawał sobie sprawę, że już nigdy rodzicielki nie zobaczy.

Zapamiętał tylko kilka momentów, jak w Jędrzejowie razem karmili kury, czy też dzień, gdy zabrała go do cukierni, a on obejrzał się za mężczyzną, który odszedł w przeciwną stronę. To był jego ojciec.

Reklama

Rodzice właśnie się rozstawali. - Dziś mama spogląda na mnie z wyblakłych czarno-białych fotografii. Rozmawiam z nią. Noszę w sobie jakąś nieuleczalną chorobę, bo tak naprawdę nigdy nie wyleczyłem się z bólu po jej śmierci - wyznał w swojej biografii.

Choć babcia starała się jak mogła zastąpić mu rodzicielkę, brakowało mu matczynej czułości, przytulania.

Ojciec, anglista i tłumacz, odnalazł syna, gdy ten miał już 16 lat. Zabierał go na wakacje, kupował książki, ubrania, ale nigdy na nawiązali głębokiej relacji. Aktor cały czas tęskni za mamą.

- Czuję jej obecność w moim życiu, wierzę, że mnie chroni. Teraz, kiedy sam już jestem bliżej tamtego brzegu, jeszcze częściej myślę o niej i płaczę... - wyznaje szczerze Tadeusz Ross (81 l.).

***

Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd:


Dobry Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Tadeusz Ross
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama