Reklama
Reklama

Tomasz Sekielski zabrał głos w sprawie Tomasza Lisa: "W redakcji Newsweeka panowała toksyczna atmosfera"

Tomasz Sekielski zastąpił Tomasza Lisa na stanowisku redaktora naczelnego "Newsweeka". W swoim pierwszym wstępniaku wrócił do afery wokół swojego poprzednika. "Jego styl zarządzania redakcją opierał się raczej na używaniu kija niż marchewki. Wybuchy złości, nieustająca presja sprawiały, że nie wszyscy wytrzymywali tę swoistą tresurę" - pisze.

Tomasz Lis ze stanowiskiem pożegnał się pod koniec maja. Początkowo nie wiadomo było, co jest tego przyczyną.

Nieco światła na sprawę rzucił artykuł Szymona Jadczaka z Wirtualnej Polski, w którym mowa była o niewłaściwym zachowanie Lisa względem swoich podwładnych - chodzi m.in. o wyszydzanie, wyśmiewanie pracowników, zaglądanie w dekolt redaktorek czy niewybredne żarty. (ZOBACZ)

Reklama

Choć sam zainteresowany zaprzeczył, że coś takiego miało miejsce, jego kolega z TOK FM Jacek Żakowski, po prywatnym śledztwie, napisał w oświadczeniu, że "Tomasz Lis niewątpliwie nie zachowywał się wobec części podwładnych tak, jak powinien, i zapewne słusznie przestał być naczelnym 'Newsweeka'".

Jego miejsce zajął Tomasz Sekielski, znany z głośnych filmów o pedofilii wśród duchownych - "Zabawa w chowanego" i "Tylko nie mów nikomu". W swoim pierwszym wstępniaku do nowego numeru "Newsweeka" wraca do afery wokół Lisa i potwierdza, że przyszedł do redakcji w trudnej sytuacji, bo faktycznie panowała tam "toksyczna atmosfera".

Tomasz Sekielski: "W redakcji Newsweeka panowała toksyczna atmosfera"

Tomasz Sekielski odnosi się bezpośrednio do informacji dziennikarza Wirtualnej Polski Szymona Jadczaka, który ujawnił aferę wokół Tomasza Lisa.

"Nie zamierzam udawać, że nic się nie stało, że nie pojawiły się publikacje stawiające w bardzo złym świetle mojego poprzednika oraz poniekąd całą redakcję 'Newsweeka'" - pisze Sekielski i zapowiada, że wspomnianą sprawę zamierza doprowadzić do końca.

Nie kryje, że "sprawa jest dla niego o tyle trudniejsza, że ma osobisty stosunek do Tomasza Lisa", gdyż uczył się od niego zawodu, pracując w "Faktach" TVN. Nie zamierza jednak udawać, że Lis był jego ulubionym szefem.

"Jego styl zarządzania redakcją opierał się raczej na używaniu kija niż marchewki. Wybuchy złości, nieustająca presja sprawiały, że nie wszyscy wytrzymywali tę swoistą tresurę. Ileż razy słyszałem wtedy od niego, że newsy to nie miejsce dla 'grzecznych harcerek' ani 'szkółka niedzielna'. Był genialnym dziennikarzem, perfekcjonistą, któremu wiele się wybacza. Wtedy, w drugiej połowie lat 90. ubiegłego wieku, błędnie wydawało nam się, że taka jest norma, że tak muszą wyglądać relacje w redakcji, że tak funkcjonują media. Na szczęście czasy się zmieniają, tyle tylko, że nie zmienił się Tomek" - pisze Sekielski.

Podkreśla, że jako redaktor naczelny Lis "zachowywał się jak autokrata, a jego drapieżny styl zarządzania sprawił ból konkretnym osobom".

Gdy kilka dni temu rozpoczął swoją przygodę z "Newsweekiem" i zajął miejsce Lisa, od osób pracujących w redakcji usłyszał "wiele historii świadczących o tym, że w redakcji panowała "toksyczna atmosfera".

"Jedni czuli się zastraszani, drudzy mówią o złym traktowaniu i niewłaściwych zachowaniach byłego szefa, ale są i tacy, którzy nie doświadczyli niczego złego ze strony Tomasza Lisa. Każdy przypadek jest inny i tym trudniej pisać o tej sprawie tak, by uniknąć niesprawiedliwych uproszczeń".

Sekielski: "Z kryzysu wyjdziemy wzmocnieni"

Sekielski przestrzega przed pochopnymi ocenami i oskarżycielskimi pytaniami pod adresem dziennikarek i dziennikarzy: dlaczego nie odeszli, czemu się nie skarżyli i latami znosili sytuację. Uważa, że takie pytania mogą stawiać tylko ci, którzy nigdy nie doświadczyli toksycznych relacji w pracy. 

"Szczególnie łatwo ferować wyroki, gdy samemu nie zaznało się przemocy psychicznej, która potrafi wytworzyć chorą więź między ofiarą a oprawcą. Każdy z nas jest inny i inaczej reaguje na przemoc wymierzoną w siebie. Skomplikowane mechanizmy psychiczne sprawiają, że często łatwiej nam udzielać dobrych rad innym, niż walczyć o siebie samych. Niestety, przekonali się o tym dziennikarze "Newsweeka".

Sekielski zaznacza jednocześnie, że w firmie istniały mechanizmy zapobiegające mobbingowi i innym niewłaściwym zachowaniom, jednak w tym przypadku nie zadziałały tak jak trzeba.

"Nie wynikało to jednak z chęci ukrywania czy tuszowania czegokolwiek. W niektórych przypadkach po prostu zabrakło komunikacji, zaufania i wrażliwości wykraczającej poza obowiązujące procedury".

Na koniec zapewnia, że "z obecnego kryzysu redakcja wyjdzie wzmocniona", bo "wierzy w nowy początek" i zdaje sobie sprawę z tego, jak "Newsweek" jest ważny dla wielu osób.

Zobacz też:

Tak Tomasz Lis poniżał pracownika. Nagranie trafiło do sieci

Żakowski wydał oświadczenie w sprawie Lisa

Korwin Piotrowska do Lisa i Żakowskiego: "Jesteście skompromitowani"

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Tomasz Lis | Tomasz Sekielski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy