Reklama
Reklama

Villas „dostawała narkotyki z różnych źródeł”

"Violetta to był człowiek uzależniony, wystraszony, chory, zamknięty" - tak zmarłą piosenkarkę wspomina synowa, Małgorzata Gospodarek.

Po śmierci diwy na światło dzienne wychodzą zaskakujące fakty z jej życia, m.in. mania prześladowcza oraz uzależnienie od narkotyków i alkoholu.

Synowa gwiazdy uważa, że problemy z używkami zaczęły się jeszcze w Las Vegas i narosły po powrocie do Polski - Villas próbowała bezskutecznie zarazić Polaków Ameryką. Wyśmiewano się z niej. Środowisko artystyczne ją odtrącało.

Do tego nieporadność w kontaktach międzyludzkich, huśtawki nastrojów - to ją wykończyło, od tego zaczęła się jej choroba. By poradzić sobie ze sobą, ze strachem, z codziennym życiem, sięgała po narkotyki. Izolowała się.

Reklama

"Dostawała je z różnych źródeł. Ale potem, w latach 80. powoli zaczęła wychodzić z piekła. Częściowo dzięki mojemu mężowi, ale głównie dzięki samej sobie" - opowiada Małgorzata Gospodarek na łamach "Gali".

Wróciła do Teatru Syrena. Na horyzoncie pojawiła się jednak Elżbieta Budzyńska.

Zdaniem synowej to ta kobieta zrujnowała gwiazdę, podsuwając jej wszystkie możliwe pokusy, z którymi przez lata diwa starała się uporać. "Myśmy nawet nie zdawali sobie sprawy z tego, co ona robi" - mówi Gospodarek.

"Ubezwłasnowolniła ją. Wytłumaczyła jej, że nie jest pomocą do psów, że jest gosposią. Potem, że jest przyjaciółką, potem, że menedżerką. A na końcu, że jest córką. (...) Ona ją izolowała od całego świata".

Jak mówi przyjaciel rodziny, Budzyńska otworzyła w Lewinie Kłodzkim "sanatorium śmierci".

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Violetta Villas
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy