Reklama
Reklama

Wacław Kowalski nie mógł poradzić sobie z tą tragedią. Wycofał się z zawodu!

Mija 25 lat od śmierci Wacława Kowalskiego, słynnego Pawlaka z filmu "Sami Swoi". Aktor do dziś uwielbiany jest przez publiczność, w szczególności za role w trylogii Sylwestra Chęcińskiego. Niewielu jednak wie, z jak wielką tragedią musiał zmierzyć się w życiu prywatnym.

Grany przez niego Kazimierz Pawlak, którego polscy widzowie uznali za filmową postać wszech czasów, narodził się w 1967 r. Początkowo Pawlaka zagrać miał Jacek Woszczerowicz. Na przeszkodzie stanęła jednak choroba. 

"Pawlak Woszczerowicza przypominałby Rejenta Milczka z 'Zemsty', tłumiącego emocje, a nie choleryka, jakiego zagrał Kowalski" - mówi Sylwester Chęciński.

"Nie wiem, czy to byłby gorszy film, z pewnością inny. Można jednak powiedzieć, że Wacław Kowalski urodził się po to, żeby zagrać Pawlaka".

Kargulem od początku miał być "afiszowany" aktor Władysław Hańcza. Poza tym stanowił przeciwwagę dla szalejącego na planie Kowalskiego. Jeśli jednak ktoś myśli, że aktor natychmiast powiedział "tak", gdy zaproponowano mu rolę w "Samych swoich" - myli się.

Reklama

Choć scenariusz spodobał mu się bardzo, wahał się, bo miał to być film o wsi. A w tej materii miał złe doświadczenia. Wszystkie "obrazy wiejskie", w których grał, poniosły klęskę. Nie podobał mu się też język, jakim mówi jego "Kaźmierz".

"Zaproponowałem Chęcińskiemu, by dać spokój archaizmom, dziwolągom i wprowadzić język Podlasia" - wyznał.

Wózkarze, elektrycy z ekipy go poparli. Oni też pochodzili zza Buga i zaciągali. Pewnego dnia praca utknęła przy kwestii, którą wygłaszał Pawlak, zwracając się do Kargula: "Czyś ty zdurniał?".

"Nie podobał mi się ten wulgaryzm - wspominał Chęciński. - Szukaliśmy czegoś w zamian, nic nie pasowało. Wacek biegał, wertował słowniki i leksykony. Po kilku godzinach na planie w Dobrzykowicach podszedł do nas jeden z mieszkańców, zaprzyjaźniony z ekipą, i dowiedziawszy się o problemie, nieśmiało spytał tym prześlicznym, śpiewnym językiem: 'A mogłoby być ‚Czyś ty zaczadział?'. Od ręki kupiliśmy kwestię".

Wacław Kowalski urodził się 2 maja 1916 r. w Gżatsku (od 1968 r. - Gagarin) na Kresach Wschodnich. Po wojnie rodzina przeniosła się do Gnojna na Lubelszczyźnie. Nie marzył od dziecka o aktorstwie. Skończył seminarium nauczycielskie i przez jakiś czas uczył w szkole powszechnej pod Baranowiczami. Ponieważ miał dobry głos (baryton), po wojnie zaczął naukę w konserwatorium w Łodzi.

Uczył się też śpiewu u Adama Didura. Gdy Leon Schiller wystawiał "Krakowiaków i górali", wystąpił w chórze. Otrzymał propozycję pracy w Operze Poznańskiej. Dręczony wątpliwościami, co ma zrobić, poszedł po radę do Schillera.

"Ja pana widzę raczej w teatrze dramatycznym" - usłyszał. To przesądziło o wyborze jego drogi życiowej. Ale nie zrezygnował z pedagogiki. Prowadził zajęcia z metodyki nauki śpiewu w Państwowym Instytucie Pedagogiki Specjalnej. Bardzo lubił operę. W wolnych chwilach słuchał muzyki.

Jego ulubionymi piosenkarzami byli Irena Santor, Jerzy Połomski i Irena Jarocka. "Gram na mandolinie, skrzypcach i gitarze, robię to dla przyjemności" - mówił. Mieszkał w Brwinowie pod Warszawą. Tu odpoczywał i miał wszystko, co kochał najbardziej. Żonę, dwóch synów.

Z zamiłowaniem pielęgnował ogród. Stąd dojeżdżał do teatru (Klasyczny, Polski, Na Woli). Mieszkańcy Brwinowa wspominają go z wielką sympatią, choć od śmierci ich sąsiada minęło już 25 lat.

Do dziś pamięta się o tragedii aktora i rodziny. Gdy w sierpniu 1982 r. młodszy syn Maciej, student ostatniego roku medycyny, zginął, pan Wacław przeżył załamanie nerwowe. Wszystko, w co dotychczas wierzył, z dnia na dzień straciło sens.

Nie była to pierwsza tragedia w jego życiu - w młodości musiał zmierzyć się ze śmiercią najbliższych. Jego 12-letnia siostra Jadwiga utonęła w Bugu. W młodym wieku odszedł także jego ojciec Wiktor (podczas pracy w kuźni odłamek metalu wpadł mu do oka. Wkrótce po przeprowadzonej w Warszawie operacji zachorował na zapalenie opon mózgowych i zmarł).

Po śmierci syna aktor wycofał się z zawodu. To właśnie dlatego przerwano prace nad serialem "Dom", gdzie grał Ryszarda Popiołka.

Po tragicznym odejściu Maćka Wacław Kowalski nie chciał już dłużej być Popiołkiem. Gdy pewnego dnia producenci przyjechali do niego do domu, usiłując przekonać go do powrotu, wskazał im telewizor odwrócony ekranem do ściany. "To mnie już nie interesuje" - powiedział.

Scenarzystom nie pozostało nic innego, jak uśmiercić Popiołka. Podczas filmowego pogrzebu aktorzy oddali hołd Popiołkowi-Kowalskiemu. Wśród żałobników można też dostrzec scenarzystów Jerzego Janickiego i Andrzeja Mularczyka.

Mowę pożegnalną wygłosił dr Sergiusz Kazanowicz (Tadeusz Janczar).

"Panie Boże, tak się nie robi. Czy On był Ci tam potrzebny? Czy tam trzeba zamiatać? Czy tam trzeba polewać? Czy tam trzeba kogoś, żeby bramę otwierał? Dlaczegoś nam go zabrał? Co to za dom bez pana Popiołka? Co to za Warszawa bez niego? Panie Rysiu, tu nie lokatorzy stoją. Tu stoją sieroty. Sieroty po tobie".

Aktor zmarł w 1990 roku w swoim ogródku. Doznał udaru mózgu. Świadkiem śmierci był syn Jan, lekarz anestezjolog. Pan Wacław spoczął na cmentarzu w Brwinowie obok syna Macieja i żony Stanisławy. Ludzie widzieli w nim samo dobro. Utożsamiali go z rolami, które grał. Raz zaryzykował.

W "Przygodach psa Cywila" zagrał mężczyznę, który rzuca kijem w siedzącą na drzewie wiewiórkę. Otrzymał tysiące listów: "Jak pan mógł, kijem w wiewiórkę, jak panu nie wstyd?". Nigdy więcej nie był już "zły".

Życie na Gorąco Retro
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy