Reklama
Reklama

Zaatakowani geje apelują do ofiar pobicia: Nie bójcie się mówić. Nikt nie ma prawa was bić!

Daniel i Hubert kilka dni temu zostali zaatakowani w centrum Krakowa z powodu swojej orientacji. Zamiast milczeć, opowiedzieli o całym zdarzeniu w mediach, nie godząc się na żadną formę agresji względem swojej osoby i znieczulicę otoczenia. Jak mówią, oni dostali za to, że są razem, ty możesz dostać za kolorowe spodnie, brak drobnych, a twoja mama tylko za to, że nie pozwoli się obrażać.

Daniel i Hubert kilka dni temu zostali zaatakowani w centrum Krakowa z powodu swojej orientacji. Zamiast milczeć, opowiedzieli o całym zdarzeniu w mediach, nie godząc się na żadną formę agresji względem swojej osoby i znieczulicę otoczenia. Jak mówią, oni dostali za to, że są razem, ty możesz dostać za kolorowe spodnie, brak drobnych, a twoja mama tylko za to, że nie pozwoli się obrażać.


Co zmieniło się w waszym życiu po nagłośnieniu całej sprawy? Jak zareagowali bliscy, znajomi z pracy?

Hubert Centkowski i Daniel Galos: Prawdę mówiąc, nie zmieniło się nic, co nas bardzo cieszy. Pracujemy, odwiedzamy rodziny i przyjaciół. Hubert rozpocząłem kolejne studia. Nasze rodziny, przyjaciele i znajomi od samego początku nas wspierali, wszyscy wiedzieli, że w całej tej sprawie chodzi nie tylko o pobicie dwóch facetów, ale o agresję w ogóle, o zjawisko, które może dotyczyć wszystkich ludzi - niezależnie czy jesteś gejem, człowiekiem, który inaczej się ubiera, czy w jakiś inny sposób wyróżnia z tłumu. Jakakolwiek forma inności może być i jest zagrożona atakami agresji i brakiem zrozumienia.

Reklama

W naszej sytuacji chodziło o to, że byliśmy razem. Nie obnosimy się z tym faktem, nie robimy z naszego związku cyrku, nie narzucamy się społeczeństwu. Mimo wszystko znaleźli się ludzie, którym przeszkadzał sam fakt naszego istnienia. To jest najbardziej przerażające. Pewnym ludziom wydaje się, że mają prawo do decydowania, kto może, a kto nie może żyć. Po tym wydarzeniu nie spotkaliśmy się więcej z atakami agresji.

Jak postrzegacie dzisiaj Kraków? Czy nadal jako miasto przyjazne czy raczej wrogie w stosunku do mniejszości?

- Kraków jest wspaniałym, pięknym miastem do życia, niezależnie od orientacji. Multikulturowość i uniwersalizm tego miasta sprawia, że osiadają tutaj ludzie z różnych części świata. To miasto nieustannie pulsuje i oddycha. Jesteśmy przekonani, że to miejsce jest przyjazne dobrym, uczciwym i twórczym ludziom, niezależnie od ich koloru skóry, wyznania, czy orientacji.

Trzeba pamiętać, że to nie miasto jest homofobiczne, czy agresywne, ale jednostki, które tutaj mieszkają. Wszyscy muszą się czuć bezpiecznie. Współistniejemy na konkretnej przestrzeni. Musimy się wspierać a nie walczyć ze sobą.

Czy wcześniej spotkaliście się z jakimikolwiek innymi przejawami homofobii?

- Nigdy wcześniej nas nie pobito. Dość często słyszymy jakieś formy agresji werbalnej: wyzwiska, które sami nie wiemy, czym są spowodowane. Dopóki kończyło się na wyzwiskach, nie reagowaliśmy. Codziennie setki ludzi na całym świecie padają ofiarami agresji słownej - oczywiście nie powinno to mieć miejsca, ale jest faktem.

Kobiety są wyzywane przez mężczyzn, słabsi przez silniejszych, chorzy przez zdrowych, mężczyźni przez kobiety. To jest złe, ale tak się dzieje. Musimy też pamiętać, że nie każdy ma siłę się przed tym obronić, nie każdy ma na tyle mocny charakter, aby to "przetrawić". Często same wyzwiska i szyderstwo doprowadzają do tragedii. Słowem można czasem skrzywdzić kogoś mocniej niż pięścią. Wina jest identyczna.

Jak wasze zgłoszenie zostało potraktowane przez policję? Czy funkcjonariusze podeszli do niego poważnie, czy raczej z lekkim uśmiechem i drwiną?

- Po całym zajściu udaliśmy się na najbliższy komisariat, gdzie udzielono nam pomocy. Daniel wrzucając film do sieci, był bardzo rozżalony brakiem policjanta na posterunku w chwili jego przybycia. W sumie to zrozumiałe. Wielu internautów drwiło z tego faktu: "Pobity a jeszcze film kręci". Szkoda, że tak ciężko im zauważyć, że taki film jest potem dowodem w sprawie. Widać obrażenia po pobiciu, miejsce, w którym znajduje się ofiara, słychać najprawdziwsze emocje.

W momencie pobicia próbowaliśmy się skontaktować z numerem 112, dyspozytorka przekazała policji adres miejsca, w którym to wszystko się działo. Trzeba jednak pamiętać, że całe zdarzenie było bardzo dynamiczne. W momencie, kiedy napastnicy zorientowali się, że wezwaliśmy policję, zaczęli uciekać, włożyli na głowę kaptury i biegli. Daniel w przypływie adrenaliny pobiegł za nimi, chcąc wskazać policji kierunek ich ucieczki. W tym czasie znowu połączył się z numerem alarmowym 112 i na bieżąco mówił kobiecie gdzie jest, w którą ulicę skręcił, ale tego ta pani już policji nie przekazała. Trudno więc się dziwić, że nie jechali za Danielem. Na samym komisariacie przyjęto nas z pełnym zrozumieniem i powagą. Udzielono nam pomocy i za to jesteśmy wdzięczni.

Czy znany jest już finał sprawy - znaleziono sprawców pobicia, są jacyś świadkowie? Czy zgłoszenie w ogóle miało sens?

- Nie mamy prawa ingerować w działania policji i tym samym nie chcemy się na ten temat wypowiadać. Policja bardzo się w tę sprawę zaangażowała, tak jak w każdą, która dotyczy pobicia. Wiemy, że są już pewne sukcesy. Trzeba takie sytuacje zgłaszać. Gdybyśmy nie zareagowali, bandyci byliby bezkarni i następnym razem agresja mogłaby uderzyć w kogoś innego, twoją siostrę, brata, albo mamę i tatę wracających z pracy. Orientacja nie ma tutaj nic do rzeczy.

Agresję należy tępić niezależnie od podłoża. My dostaliśmy za to, że jesteśmy razem. Ty możesz dostać za kolorowe spodnie, albo brak drobnych, a twoja mama tylko za to, że nie pozwoli się idiotom obrażać.

Co chcielibyście powiedzieć innym osobom, które zostały zaatakowane ze względu na swoją orientację?

- Każdy, kto został zaatakowany - niezależnie od tego, kim jest - powinien sprawę zgłosić na policję, to bezdyskusyjne. Osoby o innej orientacji często boją się przyznać, że zostały pobite na tym tle, bo to może się wiązać z tym, że będą zmuszone mówić o tym głośno. Boją się o bliskich, o pracę i reakcje ludzi. Myślę, że często popełniają błąd, bo nie doceniają mądrości i zrozumienia swoich bliskich.

Oczywiście nie mamy prawa i nie będziemy generalizować, każdy ma inną sytuację, którą zna najlepiej, ale czasem też ten strach ma tylko wielkie oczy i okazuje się bezpodstawny. Można zawsze udać się po pomoc do jednego ze stowarzyszeń, które działają właśnie w tym celu. Tam uzyskają pomoc prawną i wsparcie psychologa. Jeśli możemy cokolwiek powiedzieć ludziom, którzy zostali ofiarami pobicia, to tyle żeby przestali się bać o tym mówić. Nikt nie ma prawa was atakować - nieważne kim jesteście, ile macie lat, jak wyglądacie, skąd jesteście, albo w jakiego wierzycie Boga.

Hubert, zdecydowałeś się na sporą rewolucję w swoim życiu i przeprowadzkę do Krakowa. Nie bałeś się, stawiając wszystko na jedną kartę?

- Taką decyzję codziennie podejmują dziesiątki ludzi na całym świecie. Zdecydowaliśmy się żyć razem, więc musimy stworzyć sobie warunki do takiego życia. Daniel jest z Krakowa, więc dla niego rewolucja miała trochę mniejszy wymiar. Dla mnie większy, bo w Rzeszowie miałem pracę, przyjaciół, rodzinę. Funkcjonowałem w tamtej wspaniałej społeczności przez lata, wydeptałem swoje ścieżki.

Zadałem sobie jednak jakiś czas temu pytanie, czym faktycznie ryzykuję? Niczym! Jeśli nie spróbujemy życia razem, nigdy nie dowiemy się, czy było warto. Teraz wiemy, że było. Niczego nie żałujemy. Jak w życiu każdego są lepsze i gorsze momenty. Nasze życie nie różni się niczym od życia standardowych par. Płacimy rachunki, podatki, mamy te same problemy, te same radości i troski, ale mamy je razem. To, że żyjemy wspólnie, daje nam codziennie nową porcję siły i chociażby za to jesteśmy wdzięczni. Razem jesteśmy od kilku miesięcy, ale obaj mamy wrażenie, że w jakimś stopniu od zawsze.

Czym obecnie się zajmujecie. Z informacji znalezionych w sieci wynika, że Hubert był właścicielem butiku. Czy nadal kontynuujesz swoją przygodę z muzyką?

- Daniel pracuje dla międzynarodowej korporacji. Moja przygoda z prowadzeniem butiku to już przeszłość, rynek zweryfikował pomysł i udowodnił mi, że to trudniejsze niż myślałem. To problem wielu młodych przedsiębiorców. Masz pomysł, myślisz, że wypali, ale nie wypala. Normalne prawo rynku.

W tej chwili zajmuję się w dużym stopniu marketingiem. Oczywiście muzyka jest stale w moim życiu obecna. Wydałem płytę, kilka singli, ale tak jak w przypadku butiku, rynek zweryfikował i te działania. Oczywiście propozycje koncertowe od czasu do czasu padają, więc można mnie jeszcze gdzieś tam usłyszeć. Prowadzę też różnego rodzaju imprezy w Polsce i w Europie. To bardzo satysfakcjonująca praca. Poznaję nowych ludzi, nowe miejsca. Spełniam się w tym.

Co ustawa o związkach partnerskich zmieniłaby w waszym życiu, gdyby kiedykolwiek stała się faktem?

- Zaznaczmy może od razu, że związki partnerskie to nie małżeństwa. Trzeba o tym pamiętać, bo wiele osób myli pojęcia. Małżeństwo to małżeństwo i kropka. Taka ustawa na pewno ułatwiłaby nam życie. Wyobraź sobie sytuację, w której żyjesz z partnerką, partnerem, niezależnie od konfiguracji, i nagle twoja połowa zaczyna poważnie chorować. Ty jako najbliższy człowiek nie masz żadnych praw, o niczym nie możesz decydować, nic nie możesz zrobić. To strasznie smutne.

Albo inaczej. Żyjesz z kobietą przez 10 lat. Wspólnie dorabiacie się wszystkiego, ciężko pracujecie na to, żeby kupić nową kanapę, umeblować mieszkanie, kupić auto. Jedno z was umiera, pozostawiając swojego partnera z problemem dziedziczenia. Nagle odzywa się rodzina, z którą nie gadaliście przez ostatnich 5 lat, która domaga się spadku po zmarłym. Jakim prawem?

Jeśli tak prostych kwestii nie można ustalić związkiem partnerskim, to dla nas to jest bezprawie. Zaznaczam raz jeszcze, my nie chcemy małżeństwa, my chcemy tylko podstawowych regulacji prawnych, które ułatwią nam życie.

Więcej na temat Huberta Bisto w serwisie MUZYKA

pomponik.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy