Reklama
Reklama

Zbigniew Boniek cudem ocalał z wypadku. Samochód był doszczętnie zniszczony!

Tego dramatycznego zdarzenia nigdy nie zapomni. Zbigniew Boniek (62 l.) jechał odwiedzić chorego kolegę, a sam trafił na szpitalne łóżko. Doszczętnie rozbite auto, poważne obrażenia. Cudem ocalał z wypadku.

- Myślę, że mam dobre układy z Górą, mam dobre notowania u Boga. Kilka razy w życiu otrzymałem na to dowody - wyznał Zbigniew Boniek w książce "Boży doping". 

Jeden z najlepszych polskich piłkarzy niechętnie opowiada o tym publicznie. 

- Zdaję sobie sprawę, że wielu ludzi może to ciekawić, ale nie potrafię się obnosić z tym, że wierzę w Boga. Po prostu, wierzę i koniec, kropka - podsumowuje. 

Dzieciństwo i wczesną młodość spędził w Bydgoszczy. Tata Bońka, były piłkarz Zawiszy i Polonii, rozbudził w małym Zbyszku sportowe pasje.

Reklama

Nie byli zamożni - rodzice ciężko pracowali, by pociechom niczego nie brakowało. Dbali też o to, żeby dzieci nie zaniedbywały duchowego rozwoju. - W mojej rodzinie wszyscy są praktykującymi katolikami. Charakter,wychowanie,wiara - to wynosi się z domu - podkreśla Zbigniew.

Będąc dzieckiem, służył jako ministrant w pobliskim kościele świętego Wincentego à Paulo. Pech chciał, że niedaleko świątyni znajdował się stadion żużlowy Polonii. Zbyszek dał się uwieść urokowi dwuśladów i zaczął wagarować. 

- Kiedy wypełniałem posługi ministranta, a usłyszałem ryk silników i poczułem zapach paliwa, mówiłem księdzu, że muszę wyjść za potrzebą. I nie wracałem do kościoła, bo biegłem na stadion - wspominał w rozmowie z "Rzeczpospolitą".

Piłkarz zdradził, że ojciec po takich ucieczkach dawał mu surowe reprymendy.

Mimo tych dziecięcych grzeszków, z wiarą nigdy nie był na bakier. Jest też przekonany, że Stwórca wybawił go z opresji.

Gdy w 1999 roku wyszedł cało z poważnego wypadku samochodowego, wiedział, że stał się cud. Jechał z Warszawy do Wrocławia, gdzie chciał odwiedzić leżącego w szpitalu przyjaciela - Tomasza Golloba. Nagle jego auto wypadło z drogi. 

- Zniosło mnie na pobocze, z piętnaście razy koziołkowałem - relacjonował.

Samochód został doszczętnie rozbity. Boniek trafił do szpitala. Miał pęknięte dwa kręgi szyjne, założono mu kołnierz ortopedyczny. Mimo to ruszył w dalszą podróż,pocieszyć cierpiącego przyjaciela. 

- Dopiero gdy zobaczyłem, że jest żywy, wróciłem do Warszawy - mówi.

Piłkarz zapewnia, że czuwała nad nim Opatrzność. - Po tym wszystkim poszedłem do kościoła zapaliłem świeczkę - podsumowuje.

Sportowiec od przeszło czterdziestu lat jest oddany pierwszej miłości. Wiesławę poznał w liceum, cztery lata później jej się oświadczył. - Dzisiaj tak samo się lubimy i kochamy jak wtedy, na samym początku - zapewnia. 

Ich przyjaciele są przekonani, że to wierność zasadom Dekalogu spajała ich małżeństwo. - Mój najważniejszy rodzinny hat-trick to dzieci: Karolina, Tomek i Kamila - mówi. 

Jest oddanym ojcem i dziadkiem dla trojga wnuków. W czerwcu poprowadził do ołtarza młodszą córkę Kamilę. Ślub odbył się we włoskim kościele San Giorgio al Velabro. 

Za czasów pontyfikatu papieża Polaka bliskie relacje wiązały Bońka z Watykanem. - Kilka razy byłem na audiencji u Ojca Świętego, przyjmował mnie prywatnie. Jestem z tego dumny - opowiada. 

Gdy grał w piłkę, to w Italii zawsze był kojarzony z Janem Pawłem II. 

- Mówiono, że jesteśmy dwoma najbardziej znanymi ludźmi z Polski. Był to dla mnie ogromny zaszczyt, że wymieniano moje nazwisko obok tak wielkiej postaci, jaką jest Papież - wyznaje.

*** 
Zobacz więcej materiałów:

Dobry Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Zbigniew Boniek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy