Reklama
Reklama

Zbigniew Cybulski: Nie wszystkie okoliczności jego tragicznej śmierci zostały wyjaśnione...

Choć od tragicznej śmieci Zbigniewa Cybulskiego minęły już 54 lata, wciąż nie wiadomo, co dokładnie wydarzyło się 8 stycznia 1967 roku o godzinie 4.20 na peronie wrocławskiego dworca, z którego właśnie o tej porze odjeżdżał do Warszawy ekspres „Odra”. Nowe fakty wciąż wychodzą na jaw...

Marlena Dietrich napisała w swojej autobiografii, że Zbyszek Cybulski zginął, bo śpieszył się na spotkanie z nią... Dopiero niedawno wyszło na jaw, że to kłamstwo! Także niedawno okazało się, że aktor w chwili śmierci miał we krwi prawie trzy i pół promila alkoholu i że wcale - jak sądzono - nie zginął na miejscu. 

Latem ubiegłego roku Dorota Karaś - autorka wydanej w 2016 roku książki "Cybulski. Podwójne salto" - odkryła, że w Archiwum Państwowym we Wrocławiu znajduje się tajemnicza teczka opatrzona adnotacją: "Śmiertelny wypadek przy pociągu nr 6108 na stacji Wrocław Główny w dniu 8 stycznia 1967 r.". 

Reklama

W teczce jest 81 dokumentów sporządzonych przez członków komisji, którzy ponad pół wieku wcześniej zostali przez Dyrekcję Okręgową Kolei Państwowych oddelegowani do zbadania okoliczności tragicznego wypadku, w którym śmierć poniósł Zbigniew Cybulski. Sprawą zajmowały się cztery osoby - kontroler drogowy, dyspozytor stacji, oficer kolejowej Milicji Obywatelskiej oraz członek ORMO.

Jednocześnie własne postępowanie wyjaśniające prowadziła wrocławska prokuratura, która jednak już trzy tygodnie po zdarzeniu uznała, że nie było w nim nic niezwykłego i... umorzyła śledztwo. Specjalna komisja kolejowa przesłuchała kilkunastu świadków, ale też zbadała, czy peron był suchy i czy ofiara wypadku była trzeźwa. 

Wyszło na jaw, że Cybulski był tej nocy niemal kompletnie pijany, a w dodatku bardzo zdenerwowany, bo Ewa Warwas - aktorka wrocławskiej pantomimy, z którą romansował - zażądała od niego deklaracji, czy zostawi dla niej żonę... Alfred Andrys, z którym Zbyszek Cybulski przyjechał na dworzec i który był świadkiem kłótni aktora z kochanką, zeznał, że to on zaciągnął hamulec bezpieczeństwa i wyskoczył z pociągu, by wyciągnąć gwiazdora spod kół "Odry". 

Z ujawnionych kilka miesięcy temu akt dowiedzieliśmy się, że pociąg wlókł aktora po peronie przez dwanaście metrów i dwadzieścia centymetrów. W odnalezionej po ponad pół wieku teczce jest dokładny rysunek, na którym śledczy zaznaczył nawet... kamienie znajdujące się feralnej nocy między torami! 

Karetka zjawiła się na dworcu już pięć minut po tym, jak Zbigniew Cybulski pośliznął się, próbując wskoczyć na schodek rozpędzającego się ekspresu. Alfred Andrys zeznał, że aktor - tuż przed tym, jak stracił przytomność - spojrzał mu w oczy i poprosił, by nie zostawiał go samego. Zdążył też poprosić lekarza z pogotowia, by nie zawiadamiać o wypadku jego matki... Był pewny, że przeżyje!

Kiedy karetka przewoziła Cybulskiego do Szpitala imienia Rydygiera we Wrocławiu, Andrys zebrał z peronu rzeczy należące do aktora - neseser, kożuch i okulary. Dopiero godzinę później dowiedział się, że Zbyszek zmarł w wyniku licznych obrażeń. Ze znajdującego się w teczce oświadczenia lekarza wynika, że Cybulski miał "stłuczony mózg, rany szarpane głowy, złamane żebra po prawej stronie klatki piersiowej" oraz... "zatrucie alkoholowe". 

Niewykluczone, że gdyby nie był pijany, udałoby się uratować mu życie! Ciekawostką jest, że 84-letni dziś Alfred Andrys (prywatnie mąż aktorki Grażyny Barszczewskiej) od 54 lat utrzymuje, że Cybulski był w chwili wypadku trzeźwy! Dziś nikt nie potrafi już wyjaśnić, dlaczego w oficjalnym komunikacie o śmierci Zbigniewa Cybulskiego, które trafiło do mediów dopiero trzy godziny po zdarzeniu, jako przyczynę zgonu podano "ustanie czynności serca, której mimo energicznej akcji personelu szpitala nie udało się przywrócić". 

Nie wiadomo też, dlaczego komisja kolejowa badała, z czyjej winy doszło do wypadku. W końcu uznano, że winnym jest Zbigniew Cybulski, a... współwinnym Alfred Andrys, który złamał zasady bezpieczeństwa i nakłonił kolegę, by wskoczył do jadącego pociągu (Andrysa oczyszczono później z tego zarzutu). 

Dorota Karaś wraz z dziennikarką "Gazety Wyborczej" Magdą Podsiadły, które jako pierwsze uzyskały dostęp do przechowywanej we wrocławskim Archiwum Państwowym teczki o numerze 380 z dokumentami zebranymi po wypadku Cybulskiego, twierdzą, że wciąż nie wszystkie okoliczności tragicznych wydarzeń ją jasne. Okazuje się bowiem, że akta prokuratorskie sprawy zostały jakiś czas temu zniszczone, bo uznano je za... nieważne. 

Czy kiedykolwiek dowiemy się, co tak naprawdę wydarzyło się na wrocławskim dworcu nad ranem 8 stycznia 1967 roku?

***
Zobacz więcej materiałów wideo:

Źródło: AIM
Dowiedz się więcej na temat: Zbigniew Cybulski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy