Reklama
Reklama

​Zofia Marcinkowska: Krakowska aktorka popełniła samobójstwo, bo myślała, że jest... morderczynią!

Była wschodzącą gwiazdą krakowskiego Starego Teatru, jeszcze jako studentka zagrała główną rolę w filmie "Nikt nie woła" Kazimierza Kutza, wróżono jej wielką karierę... Zofia Marcinkowska miała przed sobą - jako aktorka - wspaniałą przyszłość. Niestety, nie wiodło się jej w miłości. Związała się z alkoholikiem, który zamienił jej życie w piekło. Kilka miesięcy przed swymi 23. urodzinami targnęła się na swoje życie, bo myślała, że... zabiła swojego kochanka!

O tym, że w związku Zofii Marcinkowskiej i starszego od niej o osiem lat Zbigniewa Wójcika nie dzieje się najlepiej, wiedzieli wszyscy znajomi aktorskiej pary. W krakowskim Starym Teatrze, do zespołu którego należeli, plotkowano, że ich miłość jest toksyczna i wcześniej czy później wypali się, a kochankowie skoczą sobie go gardeł. Nikt nie przewidział jednak, że dojdzie do tragedii...

Nie chciała słuchać ostrzeżeń

O Zofii Marcinkowskiej, która na początku lat 60. ubiegłego wieku stawiała pierwsze kroki w zawodzie, mówiono, że ma szansę zostać wielką gwiazdą.

Początkujący wtedy reżyser, który powierzył młodziutkiej debiutantce główną rolę w swym drugim filmie, był zauroczony Zosią. Kiedy już po premierze "Nikt nie woła" dowiedział się, że aktorka spotyka się ze Zbigniewem Wójcikiem, ostrzegł ją, że - to jego słowa - "pakuje się w związek bez przyszłości". Kazimierz Kutz znał Wójcika i nie miał o nim najlepszego zdania.

Reklama

Zofia poznała Zbigniewa w 1962 roku, gdy tuż po studiach w szkole teatralnej w Warszawie dostała angaż w Starym Teatrze. Wójcik był wtedy jedną z najjaśniej świecących gwiazd krakowskiej sceny. Niestety, był też... alkoholikiem. Zosia zakochała się w nim bez pamięci i - żeby mu się przypodobać - piła z nim i biesiadowała nierzadko całymi nocami.

Bili się nawet w teatrze

O awanturach, do jakich dochodziło w ich mieszkaniu, było głośno w całym Krakowie. Zofia Marcinkowska wiele razy przychodziła do teatru posiniaczona, ale nigdy nie skarżyła się na kochanka. Żartowała, że potrafi się przed nim bronić.

Pewnego upalnego wieczoru, 8 lipca 1963 roku, gdy oboje byli już po kilku głębszych, ukochany rzucił się na Zosię z pięściami, a ona tak nieszczęśliwie go odepchnęła, że przewrócił się i stracił przytomność.

Różne wersje dramatu

Nieco inaczej o przebiegu wydarzeń w mieszkaniu Zofii i Zbigniewa opowiadał w wywiadzie zmarły rok temu aktor Henryk Boukołowski, który partnerował Marcinkowskiej w filmie "Nikt nie woła".

Faktem jest, że następnego dnia koledzy Zofii i Zbigniewa - zaniepokojeni, bo ci nie zjawili się na próbie w teatrze - poszli do mieszkania aktorskiej pary i...

31-letni wówczas Zbigniew Wójcik po feralnym upadku (czy - według innej wersji - uderzeniem ciężkim narzędziem w głowę) nie odzyskał przytomności. Sekcja zwłok wykazała, że bezpośrednią przyczyną jego śmierci było - podobnie jak w przypadku Zofii Marcinkowskiej - zatrucie gazem. Przeżył kochankę o kilka godzin...

Awantura na pogrzebie

O tragicznej śmierci pary krakowskich aktorów pisały wszystkie gazety. Podczas pogrzebu Zofii (została pochowana na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie) doszło do strasznej awantury. Ojciec aktorki zaatakował jej pogrążonych w żałobie kolegów i koleżanki ze Starego Teatru, krzycząc, że to oni ją zniszczyli.

Wieści o samobójstwie Zofii Marcinkowskiej lotem błyskawicy dotarły do Łodzi, gdzie mieszkał i pracował odtrącony przez nią dwa lata wcześniej operator Antoni Nurzyński. Filmowiec był już wtedy na dnie... 

Po tym, jak Zosia, którą kochał do szaleństwa, odrzuciła jego zaloty i zapowiedziała, że nigdy mu nie ulegnie, popadł w skrajny alkoholizm. 

Śmierć dziewczyny niemal doprowadziła go do obłędu. Nigdy nie przestał jej kochać, do końca życia uważał, że gdyby przekonał ją do siebie, mogłaby żyć i oboje byliby szczęśliwi. Zmarł w 1974 roku.

Dziś o Zofii Marcinkowskiej pamięta już niewiele osób. Z ludzi, którzy dobrze ją znali i byli z nią blisko, żyje zaledwie paru. Jest wśród nich Iga Cembrzyńska.

O Zofii myśli też czasem Bohdan Łazuka, który - gdy oboje byli jeszcze w szkole teatralnej - kochał się w niej... z wzajemnością.

Bohdan Łazuka i Zofia Marcinkowska byli parą przez niemal całe studia. Niestety, po dyplomie ich drogi się rozeszły - on został w Warszawie i ożenił się z Barbarą Wrzesińską, ona wróciła do Krakowa i zakochała się w Zbigniewie Wójciku.

Dopiero po śmierci Zofii wyszło na jaw, że była... Niemką, którą rodzice porzucili na Rynku w Krakowie, uciekając po wojnie z Wieliczki, gdzie mieszkali jeszcze przed okupacją i w jej trakcie. 

Niespełna pięcioletnią dziewczynkę znalazł, zabrał pod swój dach i adoptował doktor Włodzimierz Marcinkowski, który był znanym działaczem Społecznego Komitetu Przeciwalkoholowego. 

To właśnie on na pogrzebie przybranej córki obwinił "zapijaczone środowisko artystów" o jej tragiczną śmierć.

Całej prawdy o tym, co wydarzyło się za zamkniętymi drzwiami mieszkania Zofii Marcinkowskiej i Zbigniewa Wójcika wieczorem 8 lipca 1963 roku, nie poznamy nigdy...

Więcej newsów o gwiazdach, ekskluzywne materiały wideo, wywiady i kulisy najgorętszych imprez znajdziecie na naszym Instagramie: https://www.instagram.com/pomponik.pl/

Młynarska sprzedała niemal wszystko. Jak teraz żyje?

Rebel Wilson coraz chudsza. Pokazała zdjęcie w kostiumie kąpielowym


Źródło: AIM
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy