Reklama
Reklama

Zygmunt Kałużyński przed śmiercią nie zdążył oczyścić się z obrzydliwych oskarżeń. Nowe fakty wychodzą na jaw!

Zmarły w 2004 roku Zygmunt Kałużyński (†85 l.) był niezaprzeczalnie jedną z największych osobowości, jakie w ostatnich dekadach XX wieku pracowały w TVP. Kontrowersyjny dziennikarz przez wiele lat prowadził razem z Tomaszem Raczkiem cykl "Perły z lamusa". Pod koniec życia został oskarżony o współpracę z komunistycznymi służbami bezpieczeństwa. Nie zdążył oczyścić się z tego zarzutu!

Zygmunt Kałużyński nigdy nie krył, że był bardzo łakomym kąskiem dla SB i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. 

W jednym z wywiadów stwierdził, że wiele razy proponowano mu współpracę, ale za każdym razem grzecznie i stanowczo tłumaczył, że nie zamierza donosić na kolegów...

"W moim kodeksie etycznym najważniejsza jest zasada, by absolutnie unikać krzywdzenia innych" - powiedział kilka lat przed śmiercią.

Zygmunt Kałużyński był zdruzgotany, gdy pod koniec życia dowiedział się, że w archiwum Instytutu Pamięci Narodowej przechowywana jest pokaźnych rozmiarów teczka z jego nazwiskiem, w której znajduje się mnóstwo dokumentów na temat TW "Literata" urodzonego 11 grudnia 1918 roku, a więc w dniu, w którym i on przyszedł na świat. 

Reklama

Dziennikarz nie mógł uwierzyć, że w kartotekach Służb Bezpieczeństwa przez ponad dwadzieścia lat figurował jako agent! 

Kałużyński kategorycznie zaprzeczył, jakoby kiedykolwiek świadomie współpracował z Departamentem V Ministerstwa Bezpieczeństwa Narodowego.

"Nigdy nie należałem do żadnej partii. Nigdy na nikogo nie donosiłem" - twierdził.

Jerzy Urban, który jako przewodniczący Radiokomitetu był przez pewien czas szefem Zygmunta Kałużyńskiego, napisał w swoim "Alfabecie Urbana", że kontrowersyjny dziennikarz jest - to cytat - "zwierzęciem telewizyjnym, próżnym i małostkowym łgarzem, któremu nie należy wierzyć".

Faktem jest, że dopiero niedawno wyszło na jaw, iż Zygmunt Kałużyński - jeśli w ogóle miał jakikolwiek kontakt z PRL-owską bezpieką - to raczej jako ktoś, kto rozmawiał z oficerami towarzysko, ale w żadnym wypadku nie był skłonny przyjmować zadań do wykonania.

"Spotykał się z oficerami i niezobowiązująco mówił, co słychać. Oczywiście mogło się zdarzyć, że w ten sposób zrobił wiele złego" - zdradził profesor Antoni Dudek (były członek Rady Instytucji Pamięci Narodwej) w rozmowie z autorem książki "Filmowcy w matni bezpieki" Filipem Gańczakiem.

Z dokumentów zgromadzonych w teczce osobowej TW "Literata" nie wynika, by Zygmunt Kałużyński donosił na m.in. aktorkę Elżbietę Czyżewską i reżysera Aleksandra Forda czy kolegów z redakcji "Polityki", co mu publicznie zarzucono. 

Nie ma też potwierdzenia, że podpisał zobowiązanie do współpracy...

"Pewnie nie był nawet świadomy, że otrzymał jakiś pseudonim" - twierdzi profesor Dudek.

Dziś jest już niemal pewne, że Zygmunt Kałużyński nie był świadomym współpracownikiem SB. Do końca życia walczył, by zostało to jasno powiedziane... 

Nie doczekał chwili, gdy wśród dokumentów na jego temat ukrytych w archiwach IPN-u, odnaleziono notatkę, że kontakty z nim nie mają dla bezpieki żadnej wartości!

***

Źródło: AIM
Dowiedz się więcej na temat: Zygmunt Kałużyński
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy