Dziwne sposoby leczenia codziennych dolegliwości
Choć wydawać by się mogło, że obrzydliwe, a często wręcz drastyczne metody leczenia chorób to domena wyłącznie zamierzchłych czasów, wszystkie pseudomedyczne zabiegi cieszą się również dziś sporym zainteresowaniem.
Niestety, większość z nich prędzej czy później może skończyć się trwałym uszkodzeniem organizmu, a w najgorszym przypadku śmiercią. Niektóre z nich do dziś wywołują uśmiech na twarzy współczesnych lekarzy. Jakie niekonwencjonalne metody leczenia z dawnych i współczesnych nam czasów cieszą się zainteresowaniem opinii publicznej?
Lobotomia
Jak kilkadziesiąt lat temu radzono sobie z depresją i innymi zaburzeniami psychicznymi? Remedium na choroby psychiczne była lobotomia, czyli zabieg neurochirurgiczny, polegający na przecięciu włókien nerwowych łączących czołowe płaty mózgowe z częścią międzymózgowia. To bardzo zaawansowany chirurgicznie zabieg na najdelikatniejszym i jak do tej pory najbardziej tajemniczym organie ludzkiego ciała.
Drastyczna metoda "leczenia" miała uwalniać chorego od depresji, omamów, schizofrenii i stanów lękowych. Zamiast tego skutkowała utratą świadomości własnej tożsamości, zahamowaniem naturalnych ludzkich potrzeb (jak popędu seksualnego, poczucia przynależności). Okaleczeni lobotomią do końca życia nie byli w stanie decydować za siebie, kontrolować swoich potrzeb fizjologicznych, często tracili pamięć, słowem - zamieniali się w bezwolne istoty na łasce innych ludzi. Dziś lobotomia uznawana jest za największą hańbę medycyny.
Żywe ryby z leczniczą maścią
Kolejną kontrowersyjną metodą leczenia chorych jest coroczny rytuał... połykania żywych sardynek posmarowanych leczniczą pastą. Rytuał ten jest szczególnie popularny w Indiach, skąd wywodzi się rodzina Bathini Goud. Jej członkowie utrzymują, że około 170 lat ich przodkowie otrzymali sekretną recepturę na maść, która łagodzi i leczy całkowicie z chorób układu oddechowego, w tym z zapalenia płuc lub astmy.
Dziś na "rytuały rybne" co roku ściągają tysiące hindusów, w nadziei, że oni również pozbędą się przykrych dolegliwości. Po połknięciu leczniczej ryby (dzięki której ziołowa maź lepiej rozprowadza się wewnątrz ludzkiego ciała) należy utrzymywać ścisłą dietę przez 45 dni, a cały rytuał powtarzać przynajmniej co 3 lata. Lekarze dosyć sceptycznie podchodzą do tej, nieco szokującej metody leczenia. Jednak - jak dotąd - nie odnotowano jej szkodliwego wpływu na zdrowie odważnych pacjentów.
Upuszczanie krwi i egzorcyzmy
Wieki temu brak podstawowej wiedzy medycznej i wiara w działanie złych, nieczystych mocy była ogromna, co doprowadziło to wzrostu stosowania praktyk z pogranicza zdrowego rozsądku i szarlataństwa. Najpopularniejszymi metodami, stosowanymi w przypadku zaburzeń psychicznych były między innymi egzorcyzmy i pozbywanie się z ciała "złej krwi". Procedury nie były zbyt łaskawe dla chorych.
W stosunku do egzorcyzmów (stosowanych również współcześnie) lekarze są bardzo sceptyczni, twierdząc, że jedynym sposobem na choroby psychiczne jest farmakologia lub hospitalizacja. Tymczasem kilkaset lat temu znane były przypadki leczenia schizofrenii oparami siarki, zanurzaniem "opętanego" w gorącej wodzie lub odprawianie nad nim mrocznych, modlitewnych rytuałów. Do egzorcyzmowania służyły również sól, kadzidła czy olej, a chorych nieszczęśników często krępowano. Flebotomia (czyli upuszczanie krwi) to kolejny wymysł starożytności, mający na celu pozbycie się starej, zanieczyszczonej przez demony krwi. Polegał na nacięciu fragmentu ramienia i pozbycia się z krwioobiegu sporej ilości krwi. O ile w przypadku nadciśnienia zabieg ten może mieć uzasadnienie medyczne, o tyle w przypadku leczenia chorób psychicznych doprowadzał wyłącznie do osłabienia organizmu, który był bardziej podatny na zakażenia, co w skomplikowanych przypadkach skutkowało śmiercią leczonego pacjenta.
Leczenie... zwłokami i ogień na migrenę
Jeśli wydaje wam się, że stosowanie w profilaktyce chorób płynów fizjologicznych człowieka to najbardziej obrzydliwy sposób leczenia na świecie, warto przytoczyć kilka przykładów, wywodzących się z czasów starożytnych. Wiedza medyczna, choć z ogromnym potencjałem, mocno kulała, a mieszkańcy Egiptu, Grecji i innych imperiów chwytali się właściwie wszystkiego, co mogło posłużyć dobremu samopoczuciu.
Przykładowo - trupim jadem pozyskiwanym z gnijących na słońcu ryb leczono biegunkę, meszek z rozkładającej się czaszki młodej, tragicznie zmarłej osoby służył leczeniu epilepsji, sproszkowane fragmenty starożytnych mumii aż do XVIII wieku były doskonałym remedium na urazy, pasożyty, owrzodzenia na skórze. W ówczesnych czasach kuracje mumiami stały się tak popularne, że oryginalne "okazy" zmumifikowanych zwłok zastępowano ciałami biedaków lub ofiar epidemii.
Sporą popularnością, zwłaszcza w Chinach, cieszy się ognioterapia - zabieg przynoszący ulgę w przypadku silnej migreny lub sporadycznych bólów głowy. Na samą myśl o wolno palącym się drewnie w domowym kominku robi się nam przyjemniej, od razu próbujemy wyobrazić sobie bijące od niego ciepło. Ognioterapia polega na przyłożeniu płonącego ręcznika na głowie pacjenta lub w miejscach, w których najczęściej bolą nas stawy. Pacjenci korzystający z tej terapii twierdzą, że ból ustępuje już po pierwszej kuracji, a w perspektywie czasu organizm łatwiej pozbywa się toksyn, szybciej chudniemy, czujemy się zrelaksowani, zwiększa się gibkość i sprawność naszego ciała.