10 tysięcy to za mało?
Weronika Marczuk liczy, że udział w "Tańcu z gwiazdami" pozwoli jej odbić się od finansowego dna. Ale czy aby na pewno jej sytuacja jest aż tak tragiczna?
W wywiadach po słynnej aferze z agentem Tomkiem celebrytka otwarcie narzekała na swoją sytuację finansową. "Straciłam wszystko. Pracę w spółce giełdowej, pracę w telewizji i swoją kancelarię radcowską" - mówiła z goryczą. Żaliła się, że żyje niemal wyłącznie z oszczędności, a jej jedyne źródło dochodu to praca producentki programu kulinarnego w niszowej telewizji "Kuchnia TV".
"Na żywo" podaje jednak, że to nie do końca prawda. Po aferze CBA Marczuk rzeczywiście musiała przeprowadzić się ze swojego domu do wynajętego mieszkania, bo nie było jej stać na jego utrzymanie. Jednak według informacji tygodnika, umowa podziału majątku, którą podpisali z Czarkiem przy rozwodzie, zakłada, że były mąż przez 5 lat po rozwodzie płaci jej... 120 tysięcy złotych rocznie!
Jak łatwo policzyć, miesięcznie zapewnia jej to całkiem przyzwoitą sumkę. Nie mówiąc już o tym, że udział w "Tańcu z gwiazdami" także wiąże się ze sporym zastrzykiem finansowym - w grę wchodzi podobno nawet 13 tysięcy za odcinek!
Osoba związana z produkcją "TzG" mówi "Na żywo": "Weronice zależało na tym, by zasiąść w jury. Jurorski fotel zagwarantowałby jej stały dochód przez trzy miesiące trwania show". Marczuk jednak zatańczy. W programie będzie musiała z odcinka na odcinek walczyć o sympatię telewidzów. Jeśli jej się nie uda, z pieniędzy nici...