50-letnia Dygant już tego nie ukrywa. Tak sobie radzi ze starzeniem się
Agnieszka Dygant (50 l.), chociaż w marcu skończyła 50 lat, niewiele zmieniła się wizualnie od czasu serialu „Niania”. W najnowszym wywiadzie ujawnia, jak radzi sobie z upływem czasu i przekonuje, że wiek średni może być co najmniej równie udany, co młodość.
Agnieszka Dygant często wdaje się w pogawędki z fanami na temat swojego wyglądu. Jak wyznała, nie za bardzo może ingerować w twarz, bo jako aktorka musi mieć możliwość korzystania z pełnej mimiki.
Aktorka jednak najwyraźniej wychodzi z założenia, że nigdy nie jest za późno na pozbycie się zatruwających życie kompleksów. W wieku 46 lat zdecydowała się założyć aparat ortodontyczny, który dumnie nosiła przez kolejne 2 lata.
Jak tłumaczy w najnowszym wywiadzie dla „Wysokich Obcasów”, absolutnie nie da sobie wmówić, że wiek średni to czas, kiedy trzeba sobie odpuścić wszystko i tylko czekać na starość:
"Dobrze słyszeć, że ludzie, którzy mają piątkę z przodu, nie czują się zdyskwalifikowani. Ale wolałabym, żeby to było oczywiste. Żebyśmy fajnie żyli w średnim wieku, a nie tracili czas na zapewnianie innych, że tak właśnie jest".
W związku z wydłużeniem się życia, pięćdziesiątka, która jeszcze 100 lat temu oznaczała schyłek życia, obecnie wypada bardziej w środku. Nie bez powodu na popularności zyskuje opinia, że „pięćdziesiątka to nowa trzydziestka”.
Dygant wydaje się podzielać tę opinię. Z drugiej jednak strony uważa, że nie ma sensu ukrywać, że w tym wieku organizm ludzki podlega gruntownym zmianom:
"Ja bym chciała, żeby mi było ze sobą dobrze i żebym nie musiała robić nic wbrew sobie. Mniej niż samo starzenie się, którego przecież doświadczam, irytuje mnie to, że muszę udowadniać, że ono nie istnieje. Nie mogę o nim swobodnie mówić, bo to jest tabu. Tak jak menopauza – to nie jest trendy mieć menopauzę, więc udajemy, że jej nie mamy. Gdy się źle czuję, to się po prostu źle czuję. Może to nie jest związane z upływem czasu. A może właśnie jest. Bo w końcu mam 50 lat i mam prawo mieć mniej siły niż kiedyś. Bo pewne rzeczy się zmieniają. 30-latce nikt nie każe udowadniać, że ma 20 lat, więc czemu ja mam udawać młodszą?"
Na szczęście, jak zauważa aktorka, wystarczy zaakceptować upływ czasu i nieuchronne zmiany z nim związane, a także, co ważne, nie zadręczać się roztrząsaniem, co można było zrobić w życiu lepiej czy inaczej.
Po spełnieniu tych warunków okazuje się, że pięćdziesiątka to świetny czas w życiu. Jak tłumacz Dygant:
"Mój świat starzeje się razem ze mną. Moi bliscy też nie stoją w miejscu i też nie mają gładkich pyszczków. A ja dalej ich lubię. I akceptuję. Na pewno popełniłam jakieś błędy. Pewne sytuacje mogłam lepiej rozegrać – być mniej naiwna albo mniej zasadnicza. Ale w gruncie rzeczy nie umiem sobie wyobrazić inaczej swojego życia. Nigdy tego nie próbowałam. Chyba je po prostu lubię takie, jakie jest".
Zobacz też:
Dygant buduje dom za ponad 2 mln, a w nim… coś zaskakującego