Aaron Carter planował zabić ciężarną żonę brata. Nick dokonał manipulacji?
Aaron Carter († 34 l.) przed trzema laty ogłosił publicznie, że zmaga się z poważnymi zaburzeniami psychicznymi. Miesiąc temu gwiazdor został znaleziony martwy we własnej wannie. Teraz wychodzą na jaw wstrząsające fakty dotyczące jego relacji z bratem, Nickiem Carterem. Okazuje się, że członek zespołu Backstreet Boys wystąpił o zakaz zbliżania się dla Aarona, chociaż sam miał na sumieniu dużo poważniejsze grzechy.
Aaron Carter na własnej skórze przekonał się, czym są cienie i blaski sławy. Wcześnie zdobyta rozpoznawalność dramatycznie odbiła się na dorosłym życiu gwiazdora. Idol nastolatek od 15. roku życia zmagał się z uzależnieniem od alkoholu i substancji odurzających. Przed kilkoma laty w programie "The Doctors" oświadczył, że cierpi na schizofrenię oraz zaburzenia osobowości.
Jakby tego było mało, w 2008 roku piosenkarz został aresztowany za posiadanie marihuany. 11 lat później znów zadarł z prawem i został skazany na karę grzywny oraz prace społeczne za podejrzenie prowadzenia samochodu pod wpływem alkoholu. W 2019 roku jego brat, Nick Carter wystąpił o zakaz zbliżania się do niego i jego rodziny. Członek zespołu Backstreet Boys twierdził, że brat zamierzał zabić jego ciężarną żonę.
"W świetle ostatnich alarmujących zachowań Aarona i jego wyznań, że myślał i planował zabicie mojej ciężarnej żony i naszego nienarodzonego dziecka, nie miałem innego wyboru. Razem z siostrą wystąpiliśmy o zakaz zbliżania się dla Aarona, żeby chronić naszą rodzinę. Kocham brata i mam szczerą nadzieję, że otrzyma odpowiednią pomoc, zanim wyrządzi krzywdę sobie lub komuś innemu" - pisał wówczas Nick Carter na Twitterze.
Później było tylko gorzej. Carter stracił prawa do opieki nad swoim synem, Princem. Dziecko trafiło pod opiekę jego byłej partnerki Melanie Martin oraz jej matki. Piosenkarz nie tracił jednak nadziei na to, że odzyska syna. Zgłosił się na odwyk wierząc, że dzięki odpowiedniej terapii zdoła uniknąć powrotu do niszczącego go nałogu.
5 listopada media obiegła wstrząsająca wiadomość o śmierci Aarona Cartera. Organy ścigania otrzymały zgłoszenie od sąsiada Cartera. Mężczyzna przekazał informację o tym, że piosenkarz utonął we własnej wannie. Po przyjeździe na miejsce służby natknęły się na rzeczy, które mogły przyczynić się do zgonu artysty. W jego domu odnaleziono m.in. środki dostępne wyłącznie na receptę oraz puszki ze sprężonym powietrzem.
Można przypuszczać, że w ostatnich latach swojego życia Aaron Carter był skazany na samotność. Ze względu na zaburzenia psychiczne od piosenkarza odwrócili się najbliżsi. Już parę lat temu Nick Carter mówił, że boi się brata. Po tym jak mężczyzna miał rzekomo planować zabójstwo jego żony, członek zespołu Backstreet Boys podjął zdecydowane krok i wystąpił o zakaz zbliżania się do jego rodziny przez Aarona. Młodszy brat bardzo nerwowo zareagował na działania Nicka. Zaledwie parę godzin później na Twitterze rozpętała się burza. Piosenkarzowi bardzo zależało, aby udowodnić, że to on ma rację w tym sporze.
"Zakaz zbliżania się oznacza odległość 100 stóp. Przez ostatnie lata było to tysiąc MIL [...] Trzymaj się, Nick, skończyliśmy ze sobą na zawsze" - pisał rozwścieczony Aaron Carter.
Młodszy brat przekonywał, że dąży do poprawy. Podkreślał, że wiele już zrobił, aby udowodnić, że można mu zaufać.
"Pracuję nad sobą każdego dnia, i tylko ja jestem dla naszej rodziny dobry. Byłem na weselu siostry. Byłem na pogrzebie. On się nie pojawił" - pisał przed laty Aaron Carter w mediach społecznościowych.
Na koniec mężczyzna odniósł się do zarzutów pod adresem jego osoby. Wytknął starszemu bratu fakt, że był oskarżony o gwałt na nieletniej. Nick Carter miał wykorzystać seksualnie uczestniczkę jednego z koncertów Backstreet Boys. Aaron uważał, że zakaz zbliżania się to nic innego jak sposób na zatuszowanie wstydliwej afery, która na zawsze mogłaby pogrążyć Nicka.
"Każdy, kto mnie zna, wie, że nigdy nie skrzywdziłbym nawet muchy. Nigdy nie byłem oskarżony o gwałt i pobicie, ale to JA jestem tym "agresywnym" - pisał przed laty Aaron Carter.
Jak było naprawdę? Tego nie dowiemy się już pewnie nigdy.