Afera z Kingą Rusin i Lisem. Burzliwy rozwód, a teraz taka sensacja! Nigdy wcześniej tego nie mówił
Tomasz Lis niespodziewanie przypomniał sobie o byłej żonie Kindze Rusin. W rozmowie z Żurnalistą nie krył jednak rozgoryczenia związanego z małżeństwem z matką jego córek. Chodziło m.in. o to, że dziennikarz latami musiał obiady "jadać w stołówce". Co ciekawe, Kinga ten okres pamięta zupełnie inaczej...
Tomasz Lis bez wątpienia prowadził dość bujne życie towarzyskie. Przez lat tworzył małżeństwo z Kingą Rusin, którą jednak zostawił dla świadkowej z ich ślubu - Hanny Smoktunowicz.
Zrobił się wielki skandal, dając pożywkę tabloidom na lata. Oliwy do ognia z pewnością dolała książka Kingi "Co z tym życiem", w której boleśnie rozliczyła się z ojcem swoich córek.
Od kilku lat Tomasz i Kinga raczej nie wypowiadają się na swój temat. Wydawało się nawet, że ich relacje nieco się ociepliły. Przyczynić miały się do tego problemy zdrowotne Lisa. Kinga miała ponoć mocno się zaangażować w pomoc dla byłego męża.
Cóż, sielanka najwyraźniej trwała za długo. W najnowszym wywiadzie dla Żurnalisty Tomek niespodziewanie rozgadał się na temat małżeństwa z Kinią, które określi mianem "porażki".
Zaczęło się od pogadanki na temat wywiadu Rusin dla "Twojego Stylu", w którym ta przed laty miała opowiadać, że jest fanką tradycyjnego podziału ról, według którego to mąż zarabia pieniądze, a żona siedzi w domu i gotuje obiady.
Tomasz postanowił to kpiąco skomentować, żaląc się że przez lata małżeństwa z Rusin musiał jadać w stołówkach...
"Byłoby błędem taktycznym i strategicznym, gdybym publicznie wchodził z Kingą w polemiki, ale nie mogę nie zauważyć, że jednak przez siedem lat życia obiady jadłem zawsze w stołówce, poza weekendami. A w weekendy jedliśmy razem w restauracjach" - wypalił Lis.
Cóż, przypomnijmy, że Rusin czas ich małżeństwa wspominała nieco inaczej.
"Gdy zostałam sama z dziećmi, całkiem dobrze działała moja agencja PR. Robiliśmy imprezy dla firm. Ja tej pracy nie doceniałam, mąż wpoił mi, że to mało ważne... [Ważny był] dom. Żeby było czysto, żeby z obiadem zdążyć i zakupy po drodze, jogurt truskawkowy i kabanosy, bo się skończyły. Więc wprawdzie mam firmę na drugim końcu miasta, ale ja ten obiad wydam, posprzątam, a potem jeszcze raz pojadę dokończyć pracę. A ta praca, taka z doskoku, dawała efekty" - pisała w "Co z tym życiem".
We wspomnianej książce opowiadała, że w czasach małżeństwa z Lisem właściwie nie wychodziła z kuchni, a mężowi serwowała czterodaniowe obiadki!
"Byłam czterodaniową gospodynią domową, wydawało mi się, że odgrzewanie zupy ambitnej kobiecie nie przystoi. Więc teraz, gdy raz jest w domu obiad, a innym razem gołąbki ze słoika, też czuję się winna. Ale coraz mniej - opowiadała.
I komu tu wierzyć?
Zobacz też:
Rzuciła pracę w śniadaniówce i wyjechała na Malediwy. Jak teraz żyje Kinga Rusin?
Kinga Rusin szaleje na stoku. Wszyscy patrzą na jej strój. "Kosmicznie!"