Afera z Rodowicz po koncercie TVP w Wilnie. Ludzie nie kryli wielkiego oburzenia
Maryla Rodowicz uświetniła swoją obecnością organizowany przez TVP koncert w Wilnie. Gwiazda jest mocno związana z tym miastem, bowiem tam urodzili się jej rodzice. Tuż przed koncertem udzieliła zaskakującego wywiadu, który odbił się szerokim echem w sieci. Internauci nie kryją oburzenia jej słowami...
TVPz okazji Dnia Flagi (2 maja) postanowiła zorganizować wielki koncert w Wilnie. Z tego też powodu liczne grono polskich gwiazd miało okazję tegoroczną majówkę spędzić na Litwie.
Wśród nich znaleźli się m.in. Doda, De Mono, Feel, Pectus, Golec uOrkiestra, Blue Cafe czy Maryla Rodowicz.
Ta ostatnia z tym miastem jest bardzo mocno związana, bowiem jej rodzice właśnie stamtąd pochodzą. Jednak po wkroczeniu Armii Czerwonej do Wilna w 1944 r., rodzice Maryli zostali zmuszeni do wyjazdu do Zielonej Góry.
Siedem miesięcy po zakończeniu II wojny światowej, już w Zielonej Górze, na świat przyszła mała Marylka.
Trzy lata później jej rodzina przeżyła dramatyczne chwile - ojciec Wiktor Rodowicz został aresztowany i skazany na więzienie w procesie politycznym. Maryla z mamą uciekły do Włocławka.
Nic więc dziwnego, że Rodowicz od razu przyjęła ofertę z TVP, by zaśpiewać dla Polaków w rodzinnym Wilnie, choć jakiś czas temu mocno narzekała na publicznego nadawcę.
"TVP to jest reżimowa, rządowa telewizja. Artyści bojkotują festiwal w Opolu. (...) To jest przykra sytuacja, że rządzący doprowadzili do podziałów. Jak można być partią wiodącą i tak dzielić ludzi?! Dlatego bym chciała, żeby przegrali wybory" - mówiła w rozmowie z Plotkiem.
Najwyraźniej Maryla nieco złagodziła stanowisko i współpraca z TVP znów przestała ją uwierać. Przed wyjściem na scenę w Wilnie udzieliła publicznemu nadawcy krótkiego wywiadu.
Obwieszona w perły i wielki krzyż Rodowicz wyjaśniła, dlaczego tak chętnie przyleciała na Litwę:
"Moja rodzina wywodzi się z Wilna. Ja jestem pokoleniem, chciałam powiedzieć uchodźców, ale właściwie wypędzonych, bo komuniści dali takie ultimatum, że albo zostajecie w związku radzieckim, albo proszę bardzo, wagony bydlęce są podstawione. Czuję się dzieckiem wypędzonych. Ilekroć jestem w Wilnie, czuję całą sobą związek z tym miastem, bo po prostu kocham to miejsce Pozdrawiam Polaków, którzy mieszkają za granicą" - wyznała Maryla.
Jej słowa o "wypędzonym przez komunistów dziecku" wywołały jednak w sieci spore poruszenie. Internauci nie kryli oburzenia, że przez lata rodzinna tragedia jakoś nie przeszkadzała jej w "układaniu się z komunistyczną władzą".
"Maryla Rodowicz, wspomina komunistów, którzy podstawili wagony i wygnali jej rodzinę z Wilna. A ja zastanawiam się, co ona wie o komunie? Robiła karierę, nigdy nie dostała odmowy wydania paszportu. Była pieszczochą komunistów, jeździła po świecie i obściskiwała się. Zawsze na fali?" - oburzał się jeden z internautów.