Reklama
Reklama

Agata Kulesza: Gdybym szybko została gwiazdą, dziś byłabym pustą lalą!

Oszałamiający sukces osiągnęła dopiero w wieku dojrzałym. Dlatego ma dystans do sławy i zawsze podkreśla, że najważniejszy w życiu jest dla niej mąż i córka Marianna.

Mój wygląd mnie określa − mówi szczerze aktorka Agata Kulesza. Nie obawia się zmarszczek, nie poprawia sobie owalu twarzy, nie wstrzykuje botoksu, bo "przede mną jeszcze parę poważnych ról". Chce grać prawdziwych ludzi i nadal pragnie być do nich podobna.

− Róbcie, róbcie operacje plastyczne. Na starość będziecie klepały biedę. Bo wszystkie pomarszczone babcie zagram ja − przekornie apeluje do swych koleżanek. Aktorstwo nie było jej jedynym pomysłem na życie. Chciała być sprinterką, lekarzem lub dyrygentem. Rodzice stworzyli jej i siostrze Magdalenie szczęśliwy dom.

Reklama

Mieszkali w Szczecinie w dziesięciopiętrowym bloku, na 42 metrach. Ojciec często był "na morzu", a w komunistycznej Polsce szczecińscy marynarze stali się łącznikami ze światem. Przywozili zza granicy to, o czym tu śnili wszyscy. Dzięki tacie Agata poznała smak gum Donald, mieli też w domu wideoodtwarzacz. Dziewczynka należała do dziecięcych zespołów, śpiewała w chórze. − Widocznie lubiłam występować − śmieje się.

Po tanecznych zajęciach przemykała się tajnymi przejściami do kina. Była oczarowana magią obrazu, działał na wyobraźnię. Po lekcjach lubiła zamykać się w pokoju z Kasią Nosowską, najlepszą przyjaciółką z klasy. Śpiewały piosenki Maanamu. Kasia wybrała muzykę, została wokalistką zespołu Hey.

Po podstawówce Agata poszła do "Piątki", wówczas najlepszego szczecińskiego liceum. Była zdolna, czwórki zdarzały się rzadko. Na dodatek sprawna. Na lekcji przysposobienia obronnego rzuciła ćwiczebnym granatem tak daleko, że przez godzinę nie można go było odnaleźć. Po maturze spakowała plecak i ruszyła z rodzinnego Szczecina na egzaminy do szkoły teatralnej w Warszawie. Towarzyszyła jej mama. Zdała za pierwszym podejściem.

Wybór zawodu zdziwił jej przyjaciół, ale nie rodziców. Znali ten temat. Brat jednego dziadka Agaty był dyrektorem teatru i tancerzem, a drugi dziadek - krawcem teatralnym. Jeszcze jako studentka spotkała Marcina Figurskiego, operatora filmowego. Poznali się podczas pracy i od razu wiedzieli, że do siebie pasują.

Czytaj dalej na następnej stronie...

Po dwóch latach znajomości zostali rodzicami 19-letniej dziś Marianny. Agata wróciła do Szczecina. Chciała mieć przy sobie mamę i siostrę. Szkołę ukończyła z wyróżnieniem i dostała angaż w Teatrze Dramatycznym. Kiedy koleżanki robiły zawrotne kariery, ona była młodą mamą i nikomu nieznaną aktorką.

Myślała już o zmianie zawodu, lecz Marcin często powtarzał jej, że los się jeszcze odwróci. Był dla niej wsparciem, przyjacielem, bo - jak sama mówi - "wszystkiego się bała". Ślub wzięli po 10 latach związku. Przez ten czas mieszkali na Ursynowie, gdzie Marianna poszła do szkoły. Lubili rodzinne weekendowe wypady do domku nad Wisłą i letnie wakacje w leśniczówce. Agata popierała żeglarskie pasje męża − ma własną łódkę z żaglem i silnikiem.

− To jeden z najlepszych ludzi, jakich w życiu spotkałam. Jesteśmy ze sobą dlatego, że chcemy, a nie, że musimy − mówi o mężu aktorka. Przyznaje, że nie jest perfekcyjną panią domu. Zdarza się jej wybrać dobrą lekturę, a nie obowiązki w kuchni. Córka i mąż to rozumieją. Role zaczęły przychodzić po trzydziestce.

− Dojrzałam, przestałam być dziewczyną − mówi Agata Kulesza. Jej życie zmieniło się diametralnie, od kiedy wygrała "Taniec z gwiazdami". Była pierwszą uczestniczką, która swoją wygraną − porsche warte 250 tysięcy − przekazała na cele charytatywne. Stała się popularna, zaczęli za nią chodzić fotoreporterzy.

Mocno się przed tym broniła, podkreślała, że prowadzi zwykłe życie. Razem z mężem dalej unikają bankietów, a ona do pracy wciąż jeździ metrem. Lubi patrzeć na buty pasażerów. Twierdzi, że wiele mówią jej o człowieku. Mimo deszczu nagród, jaki na nią spadł, pozostała sobą. − Mam rodzinę, która dba o to, żebym była normalną mamą i żoną. To daje mi równowagę. Nie jestem królewną, wokół której wszyscy chodzą na palcach, gdy ma premierę − podkreśla.

Kilka razy do roku odwiedza rodziców. Stara się zawsze spędzać z nimi Boże Narodzenie. − Jesteśmy ze sobą bardzo związani, w ciągłym kontakcie. W ostatnie wakacje wynajęłam dom i ściągnęłam wszystkich − rodziców i siostrę z jej rodziną. Był taki moment, kiedy zostaliśmy − tak jak kiedyś − we czwórkę: rodzice i my, dwie dziewczyny po czterdziestce − mówi. To była ważna chwila. Jak ta, kiedy otrzymała tytuł Honorowego Ambasadora Szczecina.

Zawsze podkreśla, że to jej miasto, lubi tu wracać. Dziś cieszy się, że sukces zawodowy przyszedł późno. − Gdybym tuż po szkole stała się gwiazdą, może dziś byłabym pustą lalą, pogubioną w życiu - śmieje się.

***

Zobacz więcej materiałów o celebrytach:

Dobry Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Agata Kulesza
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy