Agata Młynarska: Jestem na etapie menopauzy. Nie ma dla mnie tematów tabu!
Agata Młynarska (54 l.) nie przejmuje się upływem czasu. Od ośmiu lat jest szczęśliwą babcią i, jak mówi o sobie, seniorką rodu. I bardzo dobrze się z tym czuje.
"Na Żywo": W tym roku minęło pięć lat od pani ślubu. Czy już pani wie, jaka jest recepta na trwałą i udaną relację?
Agata Młynarska: Dojrzałość, która łączy się z umiejętnością słuchania siebie nawzajem. Ważne jest, by powściągać swoje ego. Zrozumieć, że ktoś może mieć odmienne potrzeby, inaczej widzi pewne sprawy. Trzeba też dać sobie oddech w związku, nie można się wzajemnie terroryzować. Bardzo trudno jest przyjąć, że nasza druga połówka to jednak odrębna, niezależna istota. A zrozumienie tego jest co najmniej połową sukcesu.
Za panią dwa małżeństwa. A teraz prowadzi pani program „Eks-tra zmiana” i stara się odmieniać życie ludziom po rozwodzie...
- Pojawił się taki moment w moim życiu, kiedy doszłam do ściany. Nie byłam w stanie dalej tak funkcjonować. Potem było jeszcze trudniej, musiałam starać się dogadać z ówczesnym mężem. Jeśli trafi się na człowieka, który jest ugodowy i nie robi problemów, to ten tramwaj spokojnie pojedzie dalej tylko z jednym wagonem. Ale jeśli nie, to jest ciężko. Mnie się na szczęście udało. Odzyskałam wolność i siebie.
Kto pani pomógł w tym trudnym czasie?
- Moje rodzeństwo. W takim niełatwym momencie, jakim jest rozwód, grupa wsparcia to konieczność. Takie zakręty życiowe porównuję do odpadania od ściany, gdy się wspinasz. Moi synowie uprawiają ten sport, stąd lubię to porównanie. We wspinaczce ważna jest asekuracja. Ten, kto ubezpiecza, znajduje się pod tym, który się wspina. Trzyma linę, chroni przed upadkiem. Podobnie było i jest w naszej rodzinie. Gdy któreś z nas „spadało”, potrafiliśmy się podtrzymać, podać sobie rękę.
Na jakim etapie życia znajduje się pani jako kobieta?
- Na etapie menopauzy i jest to ciekawe doświadczenie. Nie stanowi dla mnie tematu tabu. Nie mam żadnej bariery psychicznej, żeby się do tego przyznać. Podobnie jak do tego, że skończyłam 54 lata. Po prostu trzeba się pogodzić z upływem czasu. Fizycznie czuję się bardzo dobrze. Ale z racji mojej choroby kontroluję się cały czas i jestem pod opieką sprawdzonych specjalistów. Nawet się cieszę, że pewien etap życia zamykam i na pewno nie czuję, że wraz z wiekiem coś tę moją kobiecość mi odbiera.
A jaką jest pani babcią dla córek syna?
- Wydaje mi się, że wesołą, fajną i oddaną, a do tego aktywną. Zostałam nią, będąc po 40., więc od dawna jestem seniorką rodu. Razem chodzimy na taniec, dużo się ruszamy. A w domu bawimy się w teatr. Niesamowicie ciekawym doświadczeniem jest dla mnie pokazywanie świata małemu człowiekowi. Muszę odpowiadać na trudne pytania i prowadzić często filozoficzne rozmowy...
Motto życiowe, które zwykle pomaga pani w trudnych chwilach to...
- Jak śpiewał mój tata: „Róbmy swoje...”.
***
Rozmawiała:
Marta Kawczyńska