Agata Młynarska o "córce" z domu dziecka: Synowie jej nie akceptowali
Choć w dawnych wywiadach Agata Młynarska mówiła o ciepłym przyjęciu, jakie zgotowali Sylwii jej synowie, rzeczywistość daleka była od ideału.
Dobrze pamięta, jak usłyszała pierwszy raz słowo "mama". Poczuła się speszona. Sylwia Mor, dziewczynka, którą wzięła do siebie z domu dziecka, patrzyła na nią pełna nadziei.
- Od razu zaprotestowałam. "Nie jestem twoją mamą". Tłumaczyłam jej, że ma mamę. I że czasem nie trzeba być formalnie rodziną, żeby żyć jak rodzina - wspomina Agata Młynarska (52) w książce "Moja wizja". - Jestem mamą dwóch chłopców, to są moje dzieci. A ty możesz mówić do mnie po imieniu i możemy być przyjaciółkami na całe życie - powiedziała jej.
Chociaż dziennikarka już wcześniej opowiadała o kulisach pojawienia się w jej otoczeniu córki, jak nazywano w prasowych doniesieniach Sylwię, tak szczera nigdy nie była. - Nigdy jej nie adoptowałam. (...) Ja i chłopcy zostaliśmy z Sylwią rodziną na zawsze, ale to był układ bardzo wyjątkowy i niesformalizowany - wyznaje.
Był 1997 r., gdy Agata pojechała do domu dziecka w Suwałkach, aby nagrać odcinek z cyklu "I ty możesz zostać świętym Mikołajem". Zapytała wychowanków, co chcieliby dostać w prezencie. - Jedno mówiło, że samochód, drugie, że lalkę, a Sylwia powiedziała: "A ja bym chciała odwiedzić w domu panią Agatę" - opowiada dziennikarka. Nie zastanawiając się, zgodziła się spełnić to życzenie i... zapomniała.
Pół roku później zadzwoniła do niej dyrektorka domu dziecka z radą, aby następnym razem nie składała obietnic bez pokrycia, bo dziecko czeka.
- Stoję, ręce mi się trzęsą, łzy płyną, kolana drżą. Myślę sobie: nie nazywam się Młynarska, jeśli teraz nie zachowam się jak człowiek - wspomina gwiazda. Tydzień później Sylwia przyjechała do niej do domu. I od tej pory zaczęła bywać w nim częstym gościem.
Chociaż w dawnych wywiadach Agata mówiła o ciepłym przyjęciu, jakie zgotowali Sylwii jej synowie, rzeczywistość daleka była od ideału. Zwłaszcza gdy dołączyła do nich jeszcze jej koleżanka Alicja.
- Chociaż są prawie w tym samym wieku - Staś jest dwa lata starszy od Sylwii, Tadzio dwa lata młodszy - nie złapali z dziewczynkami kontaktu. "Przecież to nie są twoje córki" oburzali się - wyznaje dopiero teraz Agata. - Buntowali się. Przecież i tak mieli mnie bardzo mało dla siebie. A tu nagle pojawiły się dodatkowe osoby, które skradły moją uwagę - dodaje.
Podczas gdy chłopcy nie lubili jeździć z nią do pracy, dziewczynki wszędzie chciały jej towarzyszyć. - Widzieli, jak buszowały po mojej garderobie, wskakiwały we wszystkie ciuchy. A potem leżałyśmy, obłożone szalami, butami na obcasach. Dla nich to mogło być irytujące - mówi z perspektywy czasu gwiazda.
Potrzebowali czasu, aby ich relacje unormowały się. - Dla chłopców to było trudne doświadczenie. Być może nawet zafundowałam im zadanie ponad siły. Ale teraz, kiedy są dorośli, potrafią to docenić - zdradza. Dziś Sylwia pozostaje członkiem ich rodziny. Nie odnalazła się w Anglii, gdzie zamieszkała Ala, a układa sobie życie w Polsce.
- Jest zakochana, planuje założenie rodziny - cieszy się Agata. Gdy którejś z nich jest źle, dzwonią do siebie, Sylwia przyjeżdża, otwierają wino i rozmawiają do późnych godzin. - Dzięki temu, że mam "córkę" przyjaciółkę, mogę fundować sobie chwile, jakich nie doświadczyłam z synami - mówi gwiazda. - Mamy swój babski świat.