Agata Młynarska: Rozwód to nic miłego. Cały świat się wali
W życiu Agaty Młynarskiej (53 l.) nadszedł czas na zmiany!
Dziennikarka od lat zmaga się z nieswoistym zapaleniem jelit, przez które ostatnio trafiła do szpitala. Nie wstydzi się głośno mówić o swoich problemach zdrowotnych i ryzykować. Właśnie przeszła do telewizji TVN, gdzie poprowadzi program o rozwodach - "Eks-tra zmiana".
Dla wielu osób rozwód to koniec świata...
Agata Młynarska: - To prawda - ich świat się wali, następuje jakieś trzęsienie ziemi. Doskonale rozumiem, jak to jest. Niestety, takich osób przybywa - jak dowodzą statystyki, co trzecia para w Polsce się rozwodzi.
Czy dla pani rozwód również był takim trzęsieniem ziemi?
- Oczywiście, że tak. Koniec małżeństwa nie jest niczym miłym, nawet jeśli rozstajemy się w zgodzie i nie mamy do siebie pretensji. A często pozbieranie się po takiej traumie, wydobycie się na powierzchnię, trwa bardzo długo. Pojawiają się wyrzuty sumienia, myśli, co ze mną jest nie tak, brak wiary w siebie, a zwłaszcza poczucie winy, że nie zrobiło się wszystkiego, że nie walczyło tak, jak było trzeba.
Kto panią wspierał w tych trudnych chwilach?
- Ogromne wsparcie dostałam od moich przyjaciół. Zawsze mogłam też liczyć na moją siostrę Paulinę - naprawdę wiele jej zawdzięczam. Również tata był bardzo lojalny, stał za mną murem, wspierał. Nie czułam, że jestem w tej sytuacji zostawiona sama sobie. Moje nastoletnie wówczas dzieci także, na tyle na ile mogły, zrozumiały tę sytuację.
Jakie ma pani relacje z ojcem swoich dzieci?
- Z Leszkiem przepracowaliśmy wszelakie złe emocje i dziś pomagamy sobie nawzajem, wspieramy się. Mój były mąż z moim obecnym mężem, Przemkiem, bardzo się lubią. Nawet mój teść z pierwszego małżeństwa prosi, by go pozdrowić. Myślę, że taka sytuacja nieczęsto się zdarza, ale - jak widać na naszym przykładzie - jest możliwa.
Przejście do TVN to dla pani wyzwanie?
- Tak, i bardzo się z tego cieszę. Uważam, że człowiek powinien cały czas iść do przodu, nie oglądać się za siebie. Zdobywać kolejne szczyty, spełniać marzenia.
Krążyły plotki, że gdy zdecydowała się pani na odejście z Polsatu, Nina Terentiew obraziła się na panią...
- Dementuję (śmiech). To absolutna nieprawda. Nina to ktoś niezwykle ważny zarówno w moim życiu zawodowym, jak i prywatnym. Wiele jej zawdzięczam.
Ostatnio trafiła pani do szpitala. Przewlekła choroba dała o sobie znać?
- Niestety, tak to bywa w tym przypadku. Czasem porównuję moją chorobę do życia na tykającej bombie zegarowej. Nigdy nie wiadomo, kiedy wybuchnie. Jest cisza, spokój, dobrze się czuję, a tu nagle odzywa się moje zapalenie jelit. Muszę sobie z tym radzić. Nawrót choroby dopadł mnie na wakacjach, gdy odpuściłam i na chwilę przestałam żyć na wysokich obrotach. Stres robi swoje, niestety.
Jak się pani teraz czuje?
- Jestem pełna energii, wypoczęta. Dbam o siebie. Wróciłam do pracy i podejmuję się kolejnych nowych wyzwań. Jestem dobrej myśli, szukam i korzystam też z alternatywnych rozwiązań. Po prostu idę do przodu.
***
Zobacz więcej materiałów: