Agnieszka Kaczorowska znów chciała zabłysnąć: „Wsłuchuję się w słowa”
Agnieszka Kaczorowska postanowiła podzielić się swoją refleksją na temat magii słów. Jej zdaniem, odpowiednio dobrane mają moc podwyższania samooceny. Zapomniała już, jak apelowała o to, by brzydotę nazywać po imieniu?
Agnieszka Kaczorowska-Pela od kilku lat miota się między różnymi pomysłami na karierę. Pięć lat temu pożegnała się z „Tańcem z gwiazdami”, zapowiadając, że chce się skupić na przygotowaniach do startu w prawdziwych turniejach. Niestety, jej treningi z Kamilem Kuroczką brutalnie przerwała kontuzja pleców tancerza, które nie wytrzymały podnoszenia Agnieszki, mającej wówczas poważny kłopot ze schudnięciem.
W międzyczasie Kaczorowska postanowiła otworzyć własną szkołę tańca, z czym miał jej pomóc ówczesny chłopak, Maciej Zadykowicz. Niestety, zanim rozkręciły się ich wspólne interesy, celebrytka uznała, że muzyk jest dla niej za biedny, zbyt mało ambitny, a na dodatek nie dorównuje jej „statusem”, cokolwiek to znaczy.
Na szczęście wpadł jej w oko Maciej Pela, który wprawdzie planował wtedy przyszłość z inną kobietą, a Agnieszka zarzekała się w wywiadzie dla „Gali”, że nigdy nie spojrzałaby na mężczyznę, który jest w związku z inną, ale jakoś się przemogła.
Szkołę tańca udało się otworzyć i całkiem dobrze prosperowała, niestety, z powodu pandemii Kaczorowska musiała zawiesić jej działalność. Od tamtej pory jej życie toczy się główne na Instagramie, gdzie Agnieszka regularnie dzieli się swoimi refleksjami życiowymi.
3 tygodnie temu postanowiła ujawnić, co myśli o body positive i akceptowaniu swoich niedoskonałości. Jej zdaniem, jest to równoznaczne z promowaniem mody na brzydotę i godzeniem się z bylejakością.
Jak wyznała, życie tylko wtedy ma wartość, jeśli polega na bezkompromisowym dążeniu do bycia najlepszą wersją siebie i mozolnym wspinaniu się na szczyt, cokolwiek to znaczy. Według Agnieszki, akceptowanie faktu, że czasem odczuwa się zmęczenie, albo nie wygląda się tak dobrze, jakby się chciało, jest naganne, zwłaszcza w przypadku influencerek.
Forsowała również pogląd, jakoby człowiek był produktem, a życie promowaniem siebie jako „marki osobistej”. Odbiór był, delikatnie mówiąc, daleki od entuzjazmu, jednak Agnieszka nie ugięła się pod falą zmasowanej krytyki i postanowiła pozostać przy swoim zdaniu.
Ostatnio poszerzyła swoją wersję dążenia do najlepszej wersji siebie o słownictwo. Jak tłumaczy, to, jak o sobie mówimy, ma wpływ na naszą samoocenę.
A dopiero co apelowała o to, by nie zaklinać rzeczywistości i nazywać brzydotę po imieniu… Teraz nagle forsuje pogląd, że wystarczy zamienić „brzydka” na „piękna”, żeby automatycznie wypięknieć, wyrzeźbić „bebzol”, wygładzić „ryj”, a „kłaki” magicznie zmienić w lśniące loki z reklamy szamponu.
Czy przypadkiem nie dostrzegacie z tym odrobiny niekonsekwencji?
Osoby komentujące wpis Agnieszki, dostrzegły i wyraziły swoje opinie pod jej wpisem:
Rozumiecie, o co chodzi Kaczorowskiej? Być może klucz tkwi w najnowszym wpisie. Chodzi konkretnie o wymianę słowa „nielubiana” na „kochana”. Wydaje się, że rzeczywiście w ten sposób tłumaczy sobie to, co ludzie o niej myślą…
***