Alan Andersz wraca do wypadku sprzed 11 lat. Jedno nie dawało mu spokoju…
Alan Andersz (34 l.) po wypadku, po którym od nowa musiał uczyć się najprostszych życiowych czynności, przez 7 lat nie utrzymywał relacji z organizatorem imprezy, Antkiem Królikowskim (34 l.). Pojednali się 4 lata temu. W najnowszym wywiadzie Andersz zaapelował o ukrócenie plotek, jakoby Królikowski miał cokolwiek wspólnego z jego wypadkiem.
Alan Andersz w lutym 2012 roku podczas imprezy urodzinowej Antka Królikowskiego uderzył podczas upadku głową w donicę i z rozległymi obrażeniami głowy trafił do szpitala.
Od tamtej pory w mediach krążą spekulacje, czy ówczesny jubilat nie miał nic wspólnego z wypadkiem przyjaciela. Jak ujawnił Alan z perspektywy czasu, plotki na ten temat nie dawały mu spokoju. Postanowił się z nimi rozprawić raz na zawsze. Jak wyznał w rozmowie z Kozaczkiem, jest całkowicie pewien, że Antek Królikowski nie był winien dramatu, który wydarzył się 11 lat temu:
"Dementuję. Antek Królikowski nie miał absolutnie nic wspólnego z tym wypadkiem poza tym, że to były jego urodziny. Często ludzie na nim psy wieszali. Nie jest odpowiedzialny za to, to nie jego wina, nieważne czyja, to jest już temat zamknięty".
Wypadek, który nieodwracalnie zmienił jego życie, a nawet, jak podejrzewa Andersz, stał się początkiem nowego, wydarzył się 18 lutego 2012 roku. Podczas imprezy w klubie Maxim mieszczącym się w willi na Mokotowie Alan Andersz, wówczas 24-letni, spadł ze schodów i uderzył głową w ciężką donicę.
Konieczny był zabieg trepanacji czaszki, po której aktor długo pozostawał w śpiączce. Podobno potknął się na schodach. Świadkowie zgodnie twierdzili, że Alan sam się przewrócił. Kamery monitoringu nie zarejestrowały zdarzenia. Podobno były odwrócone w inną stronę, a potem okazały się zepsute.
Do tej pory nie wiadomo, jak i dzięki komu Andersz znalazł się w szpitalu w czasie, który ostatecznie zapewnił mu przeżycie. Sam aktor, ze względu na ciężki uraz głowy niczego nie pamięta. Jak wyznał z perspektywy ośmiu lat w rozmowie z Magdą Mołek w programie „W roli głównej”:
„Masz świadków, którzy mają swoją wersję, kamerę, która tego wieczoru nie działała, ta jedna na zewnątrz. Coś się zepsuło...Poślizgnąłem się…"
Pojednanie po latach Relacje Alana z jubilatem, a zarazem organizatorem imprezy, Antonim Królikowskim pozostawały napięte przez siedem lat. Ostatecznie czas zaleczył rany. 3 lata temu w rozmowie z Magdą Mołek Andersz przyznał:
"Podałem mu rękę po siedmiu latach... Najgorsze jest to, ze nic nie pamiętam z samego tego zdarzenia, wszyscy świadkowie widzieli zupełnie inne rzeczy, kamera nie działała, nie mam zielonego pojęcia, jak to wyglądało. Mogę się domyślać, bo wiem, co trzeba zrobić, żeby tak rozłupać czaszkę".
Andersz w rozmowie z Kozaczkiem podkreśla, że otrzymał w prezencie nowe życie. Po wypadku przemyślał wiele spraw i uznał, że szkoda mu nowego życia na rozpamiętywanie przeszłości i bezowocone szukanie winnych:
"Nie będziemy dochodzić prawdy, próbować karać czy cokolwiek. Wszystko wyszło dobrze. Ja żyję i mam się świetnie. Nie brnijmy w to, nie szukajmy złych emocji, złej energii, zacznijmy się wszyscy wreszcie kochać. Nam się wydaje, że jesteśmy nieśmiertelni do momentu, jak coś się nie stanie (...). To jest moje drugie żyćko, mam teraz 11 lat i jest super".
Zobacz też:
Alan Andersz ostro o Antku Królikowskim. Był szczery do bólu
Alan Andersz o życiu przed wypadkiem: Waliłem wódy kosmiczne ilości
Alan Andersz szczerze dekadę po wypadku: "Gdzie byłeś jak się uczyłem chodzić?"