Aleksandra Popławska i Marek Kalita są parą. "Prywatnie staram się nie robić scen"!
Aleksandra Popławska (39 l.) wraz ze swoją siostrą Magdaleną jest gwiazdą popularnego serialu "Nie rób scen". Niewielu jednak wie, że jej mężem także jest artysta - aktor Marek Kalita (56 l.).
Ślązaczka z krwi i kości, urodzona w górniczym Zabrzu. To mama zaszczepiła w niej miłość do aktorstwa. Uczucie okazało się tak trwałe i silne, że nie dość, że zaraziła nim swoją młodszą siostrę Magdalenę, to jeszcze na małżonka wybrała sobie kolegę po fachu.
Wiele wskazuje na to, że i córka Tosia (9 l.) pójdzie w jej ślady.
W nowym serialu TVN gra pani policjantkę, która niecierpliwie poszukuje miłości. Czy tytułowe "Nie rób scen", czyli zasada: zanim zrobisz awanturę, weź głęboki wdech, obowiązuje w pani życiu?
Aleksandra Popławska: W przeciwieństwie do mojej bohaterki Olgi na co dzień rzadko puszczają mi nerwy i staram się nie robić scen. W sytuacjach skrajnych jestem tą osobą, która do końca zachowuje zimną krew.
Pani mężem jest aktor Marek Kalita. Dwoje artystów pod jednym dachem to chyba mieszanka wybuchowa?
A.P.: - Nigdy nie było między nami żadnych tarć i nieporozumień z powodu tego, że oboje jesteśmy aktorami. Często razem pracujemy i bardzo dobrze się rozumiemy. Jeśli kłócimy się w pracy, to tylko w słusznej sprawie.
Między panią a pani siostrą - znaną aktorką Magdaleną Popławską - też nie ma żadnej zawodowej zazdrości?
A.P.: - Jeszcze nie, ale może się kiedyś pojawi. A tak na serio, gdy jedna z nas nie może wziąć udziału w jakimś przedsięwzięciu, to poleca drugą. Mamy polecać siostry Bohosiewicz? Dobrze żeby rola została w rodzinie, po co ją oddawać innej aktorce?
Z siostrą zawsze byłyście zgodne i sobie bliskie?
A.P.: - Zawsze chodziłyśmy własnymi ścieżkami, bo jesteśmy całkowicie różne. Poza tym jestem od niej starsza o cztery lata. W liceum to była kolosalna różnica. Magda była dla mnie wtedy gówniarą. Zbliżyłyśmy się do siebie nie tak dawno, bo teraz ta różnica wieku się zatarła, poza tym wykonujemy ten sam zawód, mamy podobne problemy.
Miłość do aktorstwa w pani i w siostrze zaszczepiła mama, która marzyła o tym zawodzie?
A.P.: - Rzeczywiście, w pewnym sensie nasz wybór zawodowy zawdzięczamy mamie. Gdyby nie ona, nie trafiłabym do studia aktorskiego Doroty Pomykały. To ona zmusiła mnie, abym złożyła papiery do szkoły teatralnej. Zawsze byłam nieśmiałą osobą i bardzo się wstydziłam występować na scenie. Mam introwertyczny charakter.
Czy pani też próbuje zarazić swoją córkę aktorstwem?
A.P.: - Gdy w domu dwoje rodziców rozmawia o teatrze, sztuce, książkach, to siłą rzeczy dziecko tym przesiąka. Antonina ma duszę artystyczną. Może wyobraźnia poprowadzi ją w przyszłości w jakimś artystycznym kierunku? Już zagrała zresztą w spektaklu Grzegorza Jarzyny "Uroczystość". Była w Nowym Jorku na tournée. Bardzo jej się tam podobało. Wystąpiła też w jednym odcinku serialu "Na dobre i na złe".
Mieszka pani w Puszczy Kampinoskiej. Umiałaby pani żyć w pełnej zgiełku Warszawie?
A.P.: - Gdy kilka lat temu byłam w ciąży, chciałam kupić mieszkanie nieco większe od kawalerki. Niestety, lokale wtedy bardzo podrożały. Mój domek w Puszczy Kampinoskiej kosztował tyle, co mały apartament na Bielanach. Nie mam natury imprezowiczki, więc odpowiada mi, że mieszkam wśród drzew. Mogę w każdej chwili pójść do lasu z psem i tam odpocząć. Lubię to miejsce.
Renata Gratkowska