Aleksandra Śląska dawała mężowi powody do zazdrości. O jej fascynacjach innymi panami było głośno
Aleksandra Śląska, która przez wiele lat była największą gwiazdą kierowanego przez jej męża warszawskiego Teatru Ateneum i uchodziła za jedną z najwybitniejszych polskich aktorek PRL-u, słynęła z profesjonalizmu, ogromnego poczucia humoru i... niechęci do rywalek. O jej małżeństwie z Januszem Warmińskim krążyły legendy. Plotkowano, że zdradzają się na potęgę, a oni tak naprawdę byli zapatrzoną w siebie, kochającą się bezgranicznie parą.
Aleksandra Śląska była kilka lat po ślubie z lekarzem Czesławem Górskim, z którym wychowywała syna Szczęsnego, gdy w 1956 roku dołączyła do zespołu Teatru Ateneum. Dyrektora Janusza Warmińskiego znała już od dawna, ale dopiero gdy zaczęła pracować pod jego okiem, straciła dla niego głowę.
"Połączyła nas miłość do teatru. Oboje oddawaliśmy się teatrowi całkowicie" - mówiła w wywiadach, pytana o drugiego męża.
Uczucie, jakim Aleksandra Śląska obdarzyła Warmińskiego, było tak silne, że nie potrafiła mu się oprzeć. Poprosiła męża o rozwód i - po przeprowadzonym w pokojowej atmosferze rozstaniu z Górskim - 6 czerwca 1956 roku wyszła za Janusza, który oprócz aktorki przyjął pod swój dach także jej 5-letniego wtedy syna.
Bardzo szybko okazało się, że "Carycy", bo tak tytułowali Śląską koleżanki i koledzy z teatru, nie wystarcza jedynie rola żony dyrektora. Tajemnicą poliszynela było, że to ona decydowała o wszystkim - o tym, jakie sztuki wchodzą na afisz, kto gra w nich główne role, a kto jedynie nosi halabardę. Gdy w 1973 roku została wykładowczynią na wydziale aktorskim stołecznej PWST, jej mąż przez cztery lata nie zaangażował ani jednej nowej osoby, choć miał wolne etaty. Wiadomo było, że pięć miejsc czeka na uczniów Aleksandry. Gwiazda zarezerwowała je dla najzdolniejszych studentek i studentów z rocznika, którego była opiekunką. Mówiono o nich "dzieci Oli". Sytuacja powtarzała się co kilka lat.
Aleksandra Śląska nigdy nie kryła ani swej wielkiej fascynacji młodymi, zdolnymi i przystojnymi kolegami po fachu, ani wielkiej niechęci wobec aktorek, które - w jej mniemaniu - były w typie Janusza Warmińskiego. Do legendy przeszła jej nienawiść do Moniki Dzienisiewicz, której wdziękom miał ponoć ulec jej mąż. Śląska nie dość, że zmusiła rywalkę do odejścia z teatru, to w dodatku wystawiła jej wilczy bilet - Monika na lata musiała pożegnać się ze sceną.
"Dyrektorowa" słynęła z bezwzględności względem aktorek, które wpadły w oko jej ukochanemu, o czym przekonała się m.in. Grażyna Barszczewska. Janusz Warmiński uwielbiał ją i faworyzował, bo - o czym plotkowała cała Warszawa - po prostu się w niej zadurzył. Śląska doprowadziła do zwolnienia aktorki.
"Ona odstrzeliła wszystkie kochanki Janusza" - opowiadała "Na żywo" jedna z byłych gwiazd Ateneum, wspominając Aleksandrę.
O ile Aleksandra Śląska nie tolerowała faworyt swego męża, o tyle ubóstwiała swoich protegowanych. Był wśród nich Jerzy Kamas, którego na początku lat 70. ściągnęła z Teatru Narodowego do "zagłębia Śląsko-Warmińskiego", jak nazywano wtedy teatr przy ulicy Jaracza 2, którym jej mąż kierował pod jej dyktando.
Kamasa Śląska wypatrzyła na scenie Narodowego, z którą związał się po przeprowadzce do stolicy z Krakowa. Była nim zauroczona i jako aktorem, i jako mężczyzną.
Był koniec lutego 1971 rok, gdy Jerzy Kamas po raz pierwszy pojawił się w Ateneum na rozpoczynających się właśnie próbach do "Szewców" Witkacego, w których dostał rolę młodego chłopa. Kilka miesięcy później partnerował Aleksandrze Śląskiej w "Don Carlosie". Dyrektorowa nie kryła, że jest jej pupilkiem! Starsza od niego o 13 lat diwa dbała o to, by dużo grał i to najlepiej u jej boku. Przez wiele kolejnych lat tworzyli najlepszy w stolicy sceniczny duet (zagrali razem m.in. w "Hamlecie", "Wiśniowym sadzie" i "Tańcu śmierci").
Za kulisami Teatru Ateneum aż huczało od plotek, że żona dyrektora i jej protegowany mają gorący romans. Nikt nie wierzył w zapewnienia Jerzego Kamasa, że z Aleksandrą Śląską łączy go jedynie ogromny szacunek i przyjaźń. Aktorka, która zapisała się na trwałe w historii TVP rolą Bony w kultowym serialu "Królowa Bona" oraz wieloma wybitnymi kreacjami w spektaklach Teatru Telewizji, nie miała jednak - jak się okazało - zamiaru rezygnować z wiążących się z byciem dyrektorową przywilejów, a swoją relację z Kamasem traktowała jak niezobowiązującą przygodę. Zakochany w niej bez pamięci Janusz Warmiński przymykał oczy na miłostki żony, bo wiedział, że nigdy go nie zostawi.
To, jak szczodra dla swoich "pupili" była Aleksandra Śląska, doskonale wie Jacek Borkowski, który za swoją fascynację aktorką zapłacił... rozwodem z pierwszą żoną, Elżbietą Jasińską (pobrali się jeszcze w czasie studiów, a małżeństwem byli zaledwie kilkanaście miesięcy).
Borkowski miał zaledwie 20 lat, gdy 6 października 1979 roku - dzięki wstawiennictwu swojej profesorki ze szkoły teatralnej - zadebiutował w głośnym spektaklu "Equus".
"To Aleksandra Śląska dała mi świadomość tego, że chcę pracować w zawodzie aktora. Ja raczej wolałem śpiewać" - twierdzi Jacek Borkowski, który w Ateneum wiele razy miał okazję grać u boku swojej protektorki.
Aleksandra Śląska znana była ze swej słabości do przystojnych i zdolnych młodzieńców, ale Jacek był jej szczególnie bliski. Przypominał jej bowiem chłopca, w którym w młodości się kochała.
"Powiedziała mi kiedyś: "Wiesz, Jacku, jesteś bardzo podobny do mojej pierwszej miłości, z którą rodzice nie pozwolili mi się spotykać. Jak cię pierwszy raz zobaczyłam, to myślałam, że mam przewidzenia" - wspominał w programie telewizyjnym poświęconym Śląskiej.
Cała Warszawa plotkowała, że Aleksandra Śląska ma romans ze swoim studentem. Pojawiły się też sugestie, że aktor wykorzystuje starszą od niego o 33 lata gwiazdę, by po prostu robić karierę. Przez pewien czas pozostali członkowie zespołu Ateneum traktowali go nawet jak "wtyczkę" dyrektorowej i traktowali jak powietrze. Za to, że Aleksandra Śląska darzyła go sympatią i - jak mówili złośliwi - załatwiała mu role, zapłacił naprawdę wysoką cenę!
Choć Aleksandra Śląska dawała mężowi powody do zazdrości, tak naprawdę jej fascynacje innymi mężczyznami były jedynie platoniczne i wynikały z jej podziwu dla utalentowanych i/lub przystojnych kolegów po fachu. Aleksandra kochała Janusza Warmińskiego i nie wyobrażała sobie życia bez niego. On też szalał na jej punkcie.
Gdy 18 września 1989 roku Aleksandra Śląska przegrała krótką walkę z rakiem (chorobę nowotworową zdiagnozowano u niej miesiąc wcześniej), Janusz stracił chęć do życia. Wydał fortunę na nagrobek z różowego marmuru, bo właśnie o takim marzyła jego żona, codziennie chodził na Powązki i przesiadywał przy grobie ukochanej. Przeżył ją o 7 lat - odszedł 2 listopada 1996 roku.
Zobacz też:
Maciej Kurzajewski ostro trenuje. Co na to Katarzyna Cichopek?
Króla Camilla pojawiła się na turnieju w Wimbledonie. Nie dostała hołdu
Radosław Majdan szaleje na pontonach. O mały włos doszłoby do wypadku