Alicja Majewska nie może pogodzić się ze śmiercią Zbigniewa Wodeckiego. "Za ciężko mi mówić o tym"
Odejście Zbigniewa Wodeckiego (†67) było ogromnym ciosem i szokiem dla jego fanów, a przede wszystkim dla bliskich i przyjaciół. Alicja Majewska (69 l.), która bardzo lubiła się z artystą i często z nim występowała, do tej pory nie może się pozbierać.
Od lat w środku lata spotykali się w wesołej atmosferze i ustalali grafik występów na koniec roku, zawsze z pięknym koncertem kolęd. Alicja Majewska i Zbigniew Wodecki, dwoje przyjaciół obdarzonych niespotykanym talentem.
Lubili przekazywać w piosence niepowtarzalny urok świąt. W koncercie "Gwiazdo świeć, kolędo leć!" brała udział także Olga Bończyk, przy fortepianie melodie wyczarowywał Włodzimierz Korcz.
Ale publiczność najbardziej czekała na Wodeckiego i Majewską. "Wśród nocnej ciszy" w ich wykonaniu" wzruszało do łez. Rok temu kolędy w tym duecie zaśpiewali po raz ostatni.
Zbyt wczesna śmierć Zbigniewa Wodeckiego, w maju tego roku, była szokiem dla wszystkich. Przyjaciele artysty do dziś nie mogą się z niej otrząsnąć. Zgodnie z życzeniem artysty, jego jubileuszowa trasa nie została jednak odwołana. Zastąpiono ją koncertami "Artyści w hołdzie".
A co będzie z koncertem świątecznym, który Wodecki tak kochał? Po długich dyskusjach postanowiono szukać nowego wokalisty. Jak dowiedział się tygodnik "Świat i Ludzie", propozycje otrzymali m.in. Zbigniew Zamachowski i Mietek Szczęśniak, ale mieli inne zobowiązania.
Ostatecznie wybór padł na Łukasza Zagrobelnego, który po namyśle podjął się tego arcytrudnego zadania. W tegorocznym koncercie kolęd i pastorałek "Gwiazdo świeć, kolędo leć!", który na grudniowe wieczory zaplanowano we Wrocławiu i w Warszawie, będzie partnerował Majewskiej przy mikrofonie.
- Odejście Zbyszka to dla mnie bardzo trudny i bolesny temat, przepraszam, za ciężko mi mówić o tym, nie potrafię się z tym odejściem pogodzić - mówi gazecie artystka. - Planów naszych koncertów gwiazdkowych też nie chciałabym komentować, bardzo proszę mi to wybaczyć - kończy drżącym głosem.
Zbigniew Wodecki kochał swoich przyjaciół. Przed operacją serca prosił, by w razie jego odejścia żyli i śpiewali dla ludzi jak dawniej. Teraz oni wypełniają jego ostatnią wolę, choć czasem ze łzami w oczach.