Andrzej Kondratiuk nie żyje. Iga Cembrzyńska: Nie mam po co żyć
Andrzej Kondratiuk, znakomity reżyser takich filmów jak "Hydrozagadka", "Wniebowzięci" nie żyje. Artysta zmarł 22 czerwca w nocy z wtorku na środę. Miał 79 lat.
Był ceniony za niekomercyjną tematykę filmów, tworzenie ambitnych, wysmakowanych artystycznie opowieści o życiu ludzi na prowincji. Prywatnie związany był z Igą Cemrzyńską. W ostatnich latach zmagał się z nowotworem węzłów chłonnych. Gdy wydawało się, że wraca do pełni sił, doznał wylewu krwi do mózgu.
"Los jakby się na mnie uwziął. Dał mi nowe zadanie: wyrywać Andrzeja śmierci..." - mówiła Cembrzyńska w ostatnim wywiadzie dla "Super Expressu".
"Przyjmuję z pokorą każdy dzień. Staram się wszystko ciągnąć, choć jest coraz trudniej. Są chwile, gdy nie daję rady, nie wytrzymuję. Fizycznie, psychicznie. Budzę się pełna pretensji do losu, dlaczego tak się stało. Przecież można starzeć się bez dramatów. Właściwie nie boję się już niczego. Może z jednym wyjątkiem, nie chcę zostać całkiem sama. Ja i Andrzej to jedno. Bez niego nie mam po co żyć".
Aktorka zdawała sobie jednak sprawę, że dni Kondratiuka są już policzone. Wierzyła zresztą w przepowiednię - końcową scenę filmu "Słoneczny zegar", w którym zagrała z Andrzejem. Na ostatnim ujęciu oboje siedzą na ławce i czekają na śmierć.
"Jest to w roku 2016. To już kwestia miesięcy" - mówiła Cembrzyńska.
Ostatnim filmem Kondratiuka był dokumentalny "Pamiętnik Andrzeja Kondratiuka" zrealizowany 10 lat temu. Potem poważna choroba uniemożliwiła mu aktywność zawodową.
"Ja zawsze byłem inny, trochę z boku. Jestem jak podróżnik z opowiadania Tołstoja, który bardzo tęsknił za ojczyzną. A na pytanie, gdzie się urodził, odpowiedział: na statku, tylko nikt nie pamiętał dokąd płynął. A dokąd ja płynę? Do kina, do filmu, który jest niepodobny do innych. Nie wiadomo, do jakiej szuflady mnie włożyć" - powiedział w jednym z wywiadów.
***
Zobacz więcej materiałów: