Andrzej Zaucha: Miłość rządziła jego życiem aż po grób
To już ćwierć wieku, a wydaje się, jakby strzały, które padły 10 października 1991 roku, jeszcze nie wybrzmiały. Na parkingu przed krakowskim teatrem Andrzeja Zauchę (42† l.) dosięgło osiem kul. Dziewiąta odebrała życie Zuzannie Leśniak (27 l.), kobiecie, którą pokochał wbrew zdrowemu rozsądkowi…
Wszyscy znamy jego wielkie przeboje: "Byłaś serca biciem", "Bądź moim natchnieniem", "C'est la vie - Paryż z pocztówki". Nim został gwiazdą piosenki, marzył o tym, żeby być muzykiem. Jak ojciec, który na perkusji grywał po weselach. Pewnego razu pochorował się. Ku uciesze gości na perkusji zastąpił go syn. Wyszło świetnie.
Młody Andrzej sam nauczył się potem grać na innych instrumentach. Nigdy jednak nie skończył szkoły muzycznej. Został... zecerem. Nie przeszkadzało mu to zadebiutować jako piosenkarz w amatorskim zespole Czarty.
W tym samym czasie zakochał się szaleńczo w o rok młodszej Eli (†39 l.) - on miał 17 lat, ona 16. Zaczęło się od wspólnie przetańczonego wieczoru w dyskotece, a potem był błyskawiczny ślub i nigdy już się nie rozstali.
Uznanie szerszej publiczności zdobył, śpiewając w chórkach w uwielbianym zespole Anawa Marka Grechuty (†61 l.). Był też aktorem, artystą kabaretowym, jazzmanem. "Taki showman w hollywoodzkim stylu" - wspomina go Michał Urbaniak, jazzman (73 l.).
Andrzej Zaucha w muzyce znalazł sens życia, w miłości - poczucie bezpieczeństwa. Jego karierą zajmowała się ukochana Ela. A dla śpiewania zrezygnował ze sportu... Był utalentowanym kajakarzem, miał jechać na igrzyska w Tokio w 1964 roku. Nigdy nie żałował, że nie pojechał. "Trzeba robić to, co się lubi" - powtarzał. "I wtedy robi się to dobrze!". Utwierdzała go w tym kobieta jego życia.
Podczas koncertów Ela zawsze była za kulisami i czuwała nad jego karierą. Gdy schodził ze sceny, balowali do rana w gronie krakowskich przyjaciół. Adoratorki artysty wiedziały, że ona jest zazdrosna. On świata poza nią nie widział.
Nigdy nie podejmował decyzji samodzielnie, co wielokrotnie doprowadzało do scysji z muzykami, którzy oburzali się, że muszą grać to, co chce Ela! Po występie na festiwalu w Opolu w 1988 roku, na którym zaśpiewał największe swoje przeboje, stał się jedną z najjaśniejszych gwiazd polskiego show-biznesu.
Korzystał z życia i miał plany, gdy nagle, w 1989 roku, Ela po rozległym wylewie zmarła 31 sierpnia. Muzyk kompletnie się załamał, nie mógł spać, jeść. Zawsze byli razem, a został sam, nie radził sobie z tym dramatem. Nie chciał też już więcej śpiewać, użalał się nad sobą. Twierdził, że słyszy, jak żona go wzywa do siebie. Gdyby nie 15-letnia wówczas córka Agnieszka, targnąłby się na swoje życie. Spektakl "Pan Twardowski", w którym grał główną rolę, trzeba było zawiesić...
Człowiek, który dotychczas był wspaniałym przyjacielem, niezwykle serdecznym i uczynnym, na oczach przyjaciół niknął, ale nie dali mu poddać się. Namówili go na powrót na scenę w Teatrze STU. Wtedy poznał Zuzannę... Wspólna praca przemieniła się w gorący romans.
Zdawali sobie sprawę, że to uczucie wysokiego ryzyka. Ona miała męża, francuskiego reżysera Yves’a Goulais’a. Nie było tajemnicą, że Francuz jest chorobliwie zazdrosny. Podobno gdy zastał żonę i wokalistę w łóżku, uderzył Andrzeja Zauchę i powiedział, że następnym razem go zabije...
Gdy feralnego październikowego wieczoru zakochani opuścili teatr, czekał na nich na parkingu przy ulicy Włóczków. O tym, że nie była to przelotna miłostka ani dla niej, ani dla niego, świadczyły późniejsze zeznania świadków. Według nich przerażona widokiem męża i broni aktorka swoim ciałem próbowała osłonić Andrzeja...
Yves Goulais, wówczas 31-letni mężczyzna, po zamordowaniu kochanków pojechał na policję. Powiedział, że zabił z zazdrości. Sąd skazał go na 15 lat więzienia. Wyszedł, warunkowo zwolniony, 1 grudnia 2005 roku. Zmienił nazwisko, mieszka w Polsce i pracuje w branży filmowej jako scenarzysta.
Córka artysty skończyła malarstwo na krakowskiej ASP, ale nigdy nie otrząsnęła się po koszmarze. Jej ojciec spoczął na cmentarzu Batowickim w Krakowie - razem z ukochaną żoną Elżbietą.
Po śmierci ukazał się czwarty album artysty "Ostatnia płyta". "Do dziś nikt nie zastąpił Andrzeja Zauchy" - mówi przyjaciel Zbigniew Wodecki (66 l.).
***
Zobacz więcej z życia celebrytów