Andrzej Żuławski miał trzy żony, ale tak naprawdę kochał inną kobietę
Andrzej Żuławski (†75 l.), miał trzech synów z trzech małżeństw. Każda z jego żon była osobowością. Jednak przed śmiercią przyznał, że naprawdę kochał tylko jedną. Zupełnie inną kobietę.
- Przyjaciele! Muszę to napisać. Andrzej Żuławski znajduje się w ostatniej fazie choroby nowotworowej, jest w szpitalu na intensywnej terapii, stan zaawansowania choroby nie pozostawia złudzeń... Jest mi bardzo ciężko pisać te słowa, ale to ważne szczególnie teraz, kiedy jego ostatni film zaczyna "żyć" własnym życiem... Pomyślcie o nim. Kosmos - napisał 17 lutego rano syn Andrzeja Żuławskiego, Xawery (45 l.).
Niestety, kilka godzin później poinformowano, że reżyser zmarł.
W swojej ostatniej książce "Żuławski ostatnie słowo" kilkakrotnie dzielił się swoimi spostrzeżeniami na temat ostateczności.
Obecnie wiele też mówi się o jego małżeństwach i uczuciu do zupełnie innej kobiety niż jego trzy żony.
Czytaj dalej na następnej stronie
- Nie bardzo wiem, co to znaczy szczęście - przyznał we wspomnianej książce.
- Pamiętam, że pierwszy raz to było, jak byliśmy w młodym związku z Małgosią [Braunek - red.]. Zobaczyłem, że idzie przez tłum szarawy taka słoneczna, uśmiechnięta. Biło z niej takie życie, że poczułem przeszywające szczęście - opowiada.
Ale to nie o niej mówił: "najważniejsza miłość w życiu".
Ta przydarzyła mu się, gdy miał 13 lat.
Dwunastoletnia Ewa była... przybraną córką Juliana Tuwima, dzieckiem uratowanym z getta.
- Na szkolnym korytarzu zobaczyłem najpiękniejszą osobę świata, miała taki wspaniały warkocz sięgający aż za pupę. Nie zastanawiając się, podjechałem do niej na papuciach i uchwyciłem się jej warkocza. I zemdlałem - opowiadał.
Ich uczucie, dziecinne, platoniczne, przetrwało siedem lat.
Ale gdy on wyjechał z rodzicami do Francji, odległość je osłabiła.
Czytaj dalej na następnej stronie
Coś z magii miało też w sobie jego spotkanie z Małgorzatą Braunek (†67 l.).
Zawdzięczał je Andrzejowi Wajdzie, który dał aktorce adres Żuławskiego, by miała gdzie przenocować, będąc w Paryżu.
- Kiedy wychodziła na samolot, odprowadziłem ją do drzwi i nagle coś się stało. Do niczego nie doszło, ale stało się coś między nami. I ona o tym wiedziała, i ja - wyznał.
Nie potrafiąc o niej zapomnieć, wrócił do kraju.
Potrzebował czasu i odwagi, aby wyznać jej, co czuje.
Ale gdy to się stało, wypadki potoczyły się błyskawicznie.
- Bardzo prędko zrobiliśmy "Trzecią część nocy", bardzo prędko urodził nam się Xawery, a rok później nakręciliśmy drugi film "Diabeł" - opowiadał.
Po jego premierze musiał jednak opuścić Polskę i to był początek końca ich małżeństwa.
Czytaj dalej na następnej stronie
Wiedział, że Małgorzata nie jest szczęśliwa, czekając na niego w domu w Paryżu, gdy on całe dnie spędzał na planie.
A kiedy przebywała w Polsce, mógł ją odwiedzać tylko nielegalnie.
- Potem okazało się, że ma kogoś - przyznał.
- Nic dziwnego, że kobieta, która żyje z facetem pochłoniętym nie nią, nie małym dzieckiem, szuka gdzie indziej adoracji. Ja dawałem Małgosi tylko tyle uczuć, ile miałem. Bo więcej ich nie miałem - mówił.
Lecząc smutki po rozstaniu poszedł na imprezę, gdzie poznał malarkę Hannę Wolską.
To ona dała mu drugiego syna Ignacego (38 l.), ale czas pokazał, że ich małżeństwo było pomyłką.
W połowie lat 80. w jego życie wkroczyła 17-letnia Sophie Marceau i została w nim na 17 lat.
Czytaj dalej na następnej stronie
Ich związek, niczym Pigmaliona i Galatei, bulwersował Francję, dla której aktorka była dumą narodową.
To on podsuwał jej książki, filmy, nauczył życia.
Ona zaś dała mu radość i syna Vincenta (21 l.).
- A potem nastąpił moment, w którym Zośka musiała powiedzieć swoje "ja" - mówił po tym, jak od niego odeszła.
Sophie nie tylko przyszła na pogrzeb reżysera, ale przyjechała do Polski na kilka dni przed jego śmiercią.
Odwiedziła go w jego domu w Wesołej.
To tam kiedyś razem mieszkali.
- Mamy z Sophie synka, który jak przyjeżdża, jest rad, że są tu ślady mamy - tłumaczył.
Jak sam przyznał, dla niego nic się nigdy nie kończy.
Dlatego w innym miejscu w domu na półce trzymał zdjęcie... Ewy Tuwim.