Ania Rusowicz: Jeszcze za wcześnie, by wybaczyć ojcu
Ania Rusowicz (33 l.) nie wzięła udziału w koncercie, z którego dochód przeznaczony został na rehabilitację jej ojca Wojciecha Kordy (72 l.).
Na oficjalnym profilu facebookowym wokalistki próżno szukać informacji o koncercie zorganizowanym z myślą o jej ojcu. Muzyk niezwykle popularnego w latach 60. zespołu Niebiesko-Czarni w ubiegłym roku przeszedł dwa udary, ostatni późną jesienią. Obecnie stan Wojciecha Kordy jest stabilny, ale daleko mu do całkowitej sprawności. 72-latek wymaga ponadto całodobowej opieki i codziennej, żmudnej rehabilitacji.
Cały czas czuwa przy nim i podtrzymuje go na duchu żona, Aldona Kędziora (Korda to artystyczny pseudonim muzyka, jego rodowe nazwisko to Kędziora). - Mąż bardzo się stara, ale do dawnej formy daleka droga. Ciągle załatwiamy nowych rehabilitantów, by postępy były bardziej widoczne. Do tego doszły stany zapalane w oskrzelach - mówi nam żona artysty.
Przyjaciele Wojciecha Kordy na początku kwietnia zorganizowali w Poznaniu koncert charytatywny "Niedziela dla Wojtka", z którego dochód przeznaczony został na rehabilitację i dalsze leczenie muzyka. Wystąpili w nim m.in. Małgorzata Ostrowska i zespoły: Niebiesko-Czarni, Trubadurzy oraz Skaldowie.
Muzycy po cichu liczyli, że ze względu na stan zdrowia ojca przyłączy się do nich Ania Rusowicz. Wokalistka jednak nie zdecydowała się na taki krok. Ze swoim ojcem zerwała kontakt kilka lat temu, mając żal, że nie zajmował się nią po śmierci mamy, Ady Rusowicz (†46), która zginęła w wypadku samochodowym 1 stycznia 1991 roku. Brat Bartek został wówczas pod opieką taty, opiekę nad Anią Korda powierzył wujostwu.
Gdy Rusowicz zdecydowała się iść w ślady rodziców i śpiewać, przybrała nazwisko matki. - Wierzyliśmy, że Ania wyciągnie rękę do tak ciężko chorego ojca. Ktoś mówił, że się waha, więc miejmy nadzieję, że ten moment się zbliża - mówi jeden z artystów.