Reklama
Reklama

Ania Rusowicz: Uniknęła losu mamy!

Jej mama zginęła w wypadku samochodowym. Życie Ani mogło skończyć się tak samo...

Miała zaledwie siedem lat i czekała na powrót rodziców, którzy grali koncert w Warszawie. Jednak pierwszą wiadomością, jaką usłyszała w nowym 1991 roku, było to, że mama jest w szpitalu, a wkrótce potem przyszła ta najgorsza, o jej odejściu. 

Ada Rusowicz (†47), wokalistka Niebiesko-Czarnych, zginęła w wypadku samochodowym pierwszego stycznia. Jej mąż, Wojciech Korda, lider zespołu, a zarazem tata Ani Rusowicz (33), który jechał tym samym autem, przeżył. 

"Dokładnie nie rozumiałam pojęcia „śmierć”, ale jedno było dla mnie jasne, że nigdy więcej mamy nie zobaczę" – wspomina. 

Reklama

Od tamtej pory sylwester kojarzy się córce legendarnej piosenkarki z wielkim cierpieniem. 

"Ten dzień, choć minęło 25 lat, pamiętam dokładnie, jakby to było wczoraj" – mówi Anna, która poszła w ślady mamy i została piosenkarką.

Te dramatyczne wydarzenia jeszcze raz stanęły jej przed oczami niedawno.

"Miałam w zeszłym roku poważny wypadek samochodowy, ale tu jestem. Widocznie taki był plan" – wyznała Ania. 

Dziękuje Bogu za ocalenie, ale jest też pewna, że to mama ochroniła ją w tym tragicznym momencie. 

"Obecność mamy czuję zawsze, zu-pełnie jakby się mną opiekowała. Czasem coś wydaje mi się nie do pokonania, patrzę w niebo i mówię: „Mamo, pomóż” i nagle wszystko okazuje się proste" – wyznała w książce Małgorzaty Puczyłowskiej „Być dzieckiem legendy”. 

Pamięta ją z dzieciństwa, jak bardzo troszczyła się o dom i dzieci, bo Anna ma jeszcze brata Bartłomieja. – Słyszę jej ciepły głos, widzę uśmiech, wracają do mnie urywki naszych rozmów, czasem przypomina mi się coś zupełnie nagle" – opowiada ze wzruszeniem.

Odejście ukochanej osoby ukształtowało Rusowicz na całe życie.  "Miałam poczucie, że część mnie umarła razem z mamą" – wyznaje. 

Anna trafiła pod opiekę babci i ciotki, a 13-letni wówczas Bartek został z tatą. 

"Mama organizowała cały dom, wszystko potrafiła załatwić. Ojciec czuł się wyłącznie artystą, lubił mieszkać w hotelach i nawet w święta mógł się obejść puszką sardynek. To ona walczyła o „normalność” w naszej rodzinie" – tłumaczy, dlaczego tato rozdzielił ją z bratem. 

Ale o to, by babcia i ciocia zajęły się Anią, prosiła sama Ada. Musiała przeczuwać swoją śmierć. 

„Pamiętajcie, kiedy umrę, żebyście wzięły Anię na wychowanie, bo Wojtek ją zmarnuje” – mawiała.

Wypadek rodziców przeczuwała też jej córka. 

"Miałam sen, którego wspomnienie przeraża mnie do dziś. Śniło mi się, że mamę zabiera jakaś czerwona magma. Gdy rodzice wyjeżdżali, wpadłam w okropną panikę, krzyczałam, że będzie wypadek, a mama zdziwiła się, skąd takie małe dziecko wie, co to jest wypadek, i uspokajała mnie, że nic złego się nie stanie" – opowiada.

Dziś Ania śpiewa piosenki Ady i jest z niej dumna. Z wielu lęków z dzieciństwa uleczyła ją miłość. 

Mężem piosenkarki od 9 lat jest Hubert Gasiura (37), perkusista m.in. w zespole Wilki.

To nie była miłość od pierwszego wejrzenia, ale teraz piosenkarka jest pewna, że to mężczyzna jej życia. 

"Bardzo pragnę dziecka. Cieszę się, że moje maleństwo będzie miało tatę, który skoczy za nim w ogień. Czuję, że to się uda" – wyznaje Ania i jest pewna, że kiedy zostanie mamą, w nowej roli będzie ją wspierał nie tylko mąż, ale też ktoś z góry.

***

Dobry Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Ania Rusowicz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy