Ania Wyszkoni: Teraz jestem o wiele silniejsza!
Gdy okazało się, że jest poważnie chora, przeżyła wstrząs. Ania Wyszkoni (35 l.) z całych sił walczyła - dla siebie i dla bliskich - choć przyznaje, że czasami bywało ciężko. Jak czuje się teraz?
W tym roku piosenkarka obchodzi 20-lecie pracy estradowej. Choć wiele koncertuje, stara się nie zaniedbywać rodziny. Prywatnie jest szczęśliwą mamą dwójki dzieci, które wychowuje razem z ukochanym Maciejem Durczakiem, swoim menadżerem.
Wokalistka zdradziła „Na żywo”, dlaczego sporadycznie zabiera swoje pociechy na koncerty, jak spędza z nimi czas wolny i czy czasem ma pretensje do swojego partnera.
Ostatnio zdobyła się pani na szczere wyznanie związane z poważną chorobą i wyjściem z niej. Dlaczego zdecydowała się pani o tym powiedzieć?
- Zawsze jestem szczera, nawet na scenie. W przypływie emocji powiedziałam, że mam za sobą trudny czas. Nie planowałam tego, wyszło spontanicznie. Czułam, że moim fanom należy się słowo wyjaśnienia, bo kilka koncertów musiałam odwołać.
Co to była za choroba?
- Nie chcę mówić o szczegółach. Przynajmniej nie teraz. Kiedyś przyjdzie taki czas, że o tym opowiem.
Jak się pani czuje?
- Teraz jest już wszystko w porządku. Kiedy się o tym dowiedziałam, nie byłam sama. Miałam wokół siebie ludzi, którzy mnie wspierali. Teraz jestem o wiele silniejsza. Cieszę się, że znów mogę występować. Idę do przodu, nie oglądam się za siebie. Nauczyłam się brać życie pełnymi garściami. W przyszłość patrzę z wielkim optymizmem.
Czytaj dalej na kolejnej stronie...
Od 20 lat występuje pani na scenie. Nie ma pani wrażenia, że tak wymagający zawód odbija się na życiu prywatnym?
- Nie, od wielu lat udaje mi się tak organizować pracę, by nie cierpiała na tym moja rodzina.
Zabiera pani czasem dzieci na swoje występy?
- Bardzo rzadko. Moja córeczka Pola jeździła z nami, kiedy była malutka. Później podróże stały się dla niej bardzo męczące. Syn Tobiasz też wyjeżdża z nami sporadycznie, ale z innego powodu. On ma swój świat i nie zawsze mu się chce. Zresztą ja też wolę, kiedy dzieci są w domu, bezpieczne, z jedną lub z drugą babcią. Wtedy jestem o nie spokojna.
Gdy ma pani wolny czas, spędza go pani z Polą i Tobiaszem?
- Oczywiście. Dzieci są moim priorytetem. Im poświęcam najwięcej czasu. Są przyzwyczajone do mojego nieregularnego trybu życia. Gdy nie koncertuję i nie nagrywam, jeździmy razem na basen lub robimy coś, na co akurat mają ochotę. By normalnie funkcjonować w show-biznesie, trzeba mieć oparcie w wyrozumiałym partnerze.
Pani już takiego znalazła?
- Tak, od wielu lat jestem związana ze swoim menedżerem. Wspieramy się nawzajem i nie mamy do siebie pretensji o to czy o tamto, bo doskonale znamy mechanizmy, jakimi rządzi się świat, w którym się obracamy.
Czy przebywanie razem i w domu, i w pracy nie jest trudne?
- Maciek ma też inne obowiązki i innych artystów, którymi się zajmuje, więc nie jesteśmy razem non stop. Mamy czas, żeby od siebie odpocząć (śmiech)... A tak poważnie, nie wyobrażam sobie życia z kimś, kto działa w innej branży.
Ma pani szczęśliwe, poukładane życie, ale teksty piosenek pani autorstwa są często przepełnione smutkiem, cierpieniem...
- Swoje troski i zmartwienia przelewam na papier, żeby się ich pozbyć. Pisanie tekstów piosenek jest dla mnie formą terapii. Na koncertach, kiedy wyśpiewam to, co negatywne, czuję się znacznie lepiej. Mój repertuar jest bogaty, dużo jest we mnie również pozytywnej energii.
Marlena Kot