Anna Dymna cudem uniknęła tragedii. Tragiczny wypadek nieomal przedwcześnie pozbawił ją życia
Anna Dymna (71 l.) jest jedną z najbardziej znanych gwiazd w Polsce. 71-latka to nie tylko popularna aktorka, ale również założycielka fundacji. Ikona polskiego filmu pomimo imponującego dorobku artystycznego i wielu sukcesów w życiu zawodowym musiała prywatnie mierzyć się z niewyobrażalnym cierpieniem. Anna Dymna cudem uniknęła też śmierci. Jej historia wzrusza do łez.
Anna Dymna przez lata była żoną Wiesława Dymnego. Pewnego wieczoru młoda aktorka udała się na plan zdjęciowy, a jej mąż, gdy skończył pracę, miał wybrać się ze znajomymi do "Piwnicy pod Baranami". Następnego dnia małżonkowie umówieni byli na obiad u wspólnej koleżanki. Artysta nie tylko nie przyszedł na spotkanie, ale także nie można było się z nim skontaktować. Zaniepokojona Dymna znalazła męża martwego w ich wspólnym mieszkaniu.
Na miejsce zdarzenie przybył lekarz, który stwierdził, że Dymny zmarł najprawdopodobniej na skutek zatrzymania akcji serca. Później nieco zmienił wersję, gdyż dodał, że do zdarzenia mogło dojść w następstwie spożycia alkoholu. Oficjalnie jednak nigdy nie potwierdzono przyczyny zgonu. Aktorka po tej tragedii rzuciła się w wir pracy.
Anna Dymna w 1979 roku zagrała w "Węgierskiej rapsodii". Niestety doszło wtedy do kolejnego przerażającego wypadku. Podczas podróży na węgierski plan filmowy miała poważny wypadek samochodowy. 27-letnią aktorkę w ciężkim stanie odwieziono do szpitala. Anna Dymna usłyszała od lekarzy, że już nigdy nie będzie mogła chodzić.
Jej nogi były zgruchotane, a kręgosłup uszkodzony tak poważnie, że specjaliście nie dawali żadnych nadziei. Połamane kości to nie jedyne skutki wypadku. Po jakimś czasie okazało się, że Anna straciła też pamięć. Aktorka długo dochodziła do siebie.
"Jak odzyskiwałam przytomność po wypadku, długo byłam gdzieś daleko, nieprzytomna. Bardzo mi tam zresztą dobrze było. Jasno, ciepło. Powrót do rzeczywistości oznaczał ból, bo byłam bardzo poszkodowana. Z radością i ulgą, że nie boli, zapadałam się więc w tę jasną otchłań. Z momentu, kiedy odzyskałam świadomość, pamiętam niewiele, bo miałam też uszkodzoną pamięć. Ale radość z tego, że jestem, pamiętam do tej pory" - mówiła Dymna po latach w wywiadzie dla "Głosu Wielkopolskiego".
Anna Dymna poważnego wypadku nie traktuje jednak jako tragedii. Według aktorki był to przełom, który na nowo pozwolił się jej narodzić.
"Miałam amnezję. Ale byłam szczęśliwa. Ten wypadek u Miklósa Jancsó w filmie to był mój przełom. Wtedy narodziłam się chyba na nowo. Pamiętam tylko radość, że widzę światło, że oddycham. Wtedy zrozumiałam, że naszym obowiązkiem jest żyć, być szczęśliwym, mimo wszystko" - przyznała po latach Dymna.
Los okrutnie doświadczył Annę Dymną. Kobieta zrozumiała, że w jej życiu kariera ani nagrody nie są najważniejsze, to właśnie dlatego od lat wspiera innych.
"Wtedy nie byłam sama. Dostałam pomoc od kolegów, a nawet od obcych ludzi. Od tamtego czasu pomagam nie z poczucia obowiązku, ile z przekonania, że muszę spłacić swój dług" - mówiła Dymna w rozmowie z dziennikarzami "Rewii".
Anna Dymna w związku z tym założyła fundację, która ma na celu nieść pomoc osobom chorym i niepełnosprawnym w całej Polsce. Gwiazda organizuje również m.in. Festiwal Zaczarowanej Piosenki im. Marka Grechuty.
Zobacz też:
Anna Dymna dostawała okrutne wiadomości! Przykre, co musiała znosić
Anna Dymna płacze po nocach. "Wylewają się na mnie ścieki"
Wszyscy mówią o tej przemianie. Anna Dymna przeszła odważną metamorfozę w serialu "Wielka woda"