Anna Dymna: Jak długo jeszcze starczy jej sił? Bliscy bardzo się o nią martwią!
Anna Dymna (68 l.) nie zwalnia tempa. Lekarze i mąż bardzo się o nią martwią, żeby nie doszło do tragedii..
W Starym Teatrze w Krakowie jeszcze nie słyszano, żeby Anna Dymna skarżyła się na cokolwiek.
Ale tego wieczora ledwo dotrwała do końca spektaklu.
"Musisz wreszcie przystopować i zająć się swoim zdrowiem" – upominali ją koledzy.
Lecz ona tylko machnęła ręką, mówiąc, że nazajutrz musi być na nagraniu w Warszawie. Po czym szybko wyszła, udając, że wszystko jest już w porządku.
Ale przyjaciele martwią się o nią, bo walczy o tych, którzy sami o siebie nie potrafią zadbać, a sobą się nie przejmuje.
"A powinna, bo z wiekiem jej ciało coraz bardziej się buntuje. Codzienne obcowanie z ludzkimi tragediami obciąża ją też psychicznie, co osłabia jej organizm, a to może skończyć się bardzo źle. Ona tego nie widzi, że przyjmując na siebie problemy innych, sama staje się coraz słabsza" – martwi się w "Rewii" jej przyjaciółka.
Dla większości Polaków Anna Dymna na zawsze pozostanie Barbarą Radziwiłłówną, Marysią ze "Znachora" albo Anią w komediach "Nie ma mocnych" i "Kochaj albo rzuć".
Ale dziś pani Anna to także instytucja: prezes Fundacji Mimo Wszystko i organizatorka Festiwalu Zaczarowanej Piosenki.
Podopieczni wiedzą, że mogą zadzwonić do niej o każdej porze, gdyż telefonu nie wyłącza nawet w nocy.
"Mało śpię. Całe dnie biegam i często tylko noc zostaje mi na inne ważne sprawy. Czytam, uczę się tekstów, odpisuję na maile i listy. A gdy wreszcie gaszę światło, to zaczynam myśleć. W dzień mam na to za mało czasu" – przyznaje się.
Wydawało się, że weźmie się za siebie po niedawnej operacji więzadeł. Lekarze tłumaczyli jej, że każdy nadprogramowy kilogram to większy ból dla chorych kolan i kręgosłupa.
Starała się zrzucić co nieco, ale to bardzo czasochłonne zajęcie, a ona woli ten czas poświęcić na ważniejsze jej zdaniem sprawy.
O zmianie stylu życia na zdrowszy wciąż nie ma mowy…
"Mój organizm mówi tak: ile lat będziesz mnie tak torturować? Ja z tobą już nie współpracuję" – przyznaje sama przed sobą.
"Miałam operację barku, obu stóp. Mam jeszcze sprawną prawą rękę, choć wysiada dłoń. A jak się tak całe życie rozrabia, to kiedyś trzeba za to zapłacić. I tak podziwiam cierpliwość mojego organizmu. Nie dotyka mnie stres związany z tym, że mija czas. Jak byłam młoda, to już wiedziałam, że tak będzie i że trzeba wykorzystać swój czas" – przekonuje i dalej robi swoje.
***