Anna Dymna przeszła kolejną operację!
Anna Dymna (63 l.) przeżyła aż cztery wypadki samochodowe, w których odniosła liczne obrażenia i które pozostawiły trwały ślad w jej organizmie. Niedawno kolejny raz trafiła pod nóż.
Aktorka od lat ma problemy ze zdrowiem. W cztery miesiące po śmierci ukochanego męża Wiesława Dymnego uległa poważnemu wypadkowi. Kierowca samochodu, którym jechała na plan "Rapsodii węgierskiej" z Krakowa do Budapesztu, zasnął... Pojazd uderzył w drzewo.
Anna Dymna w ciężkim stanie, z uszkodzonym kręgosłupem, wstrząśnieniem mózgu, połamana, znalazła się w szpitalu.
- Gdy odzyskałam przytomność, pojawiła się myśl: "Jak to dobrze, że żyję"... - wspomina dziś. Ale to nie był jedyny wypadek, a jeden z czterech w jej życiu.
Poważne urazy, skomplikowane złamania, mimo długiej rehabilitacji, pozostawiły trwały ślad.
Cztery lata temu aktorka poddała się operacji rekonstrukcji uszkodzonych więzadeł w kolanach. Mimo to dolegliwości wróciły.
Cierpiała, jak zawsze, w ukryciu, nie skarżyła się. Nie chciała pokazywać swoich słabości podopiecznym z Fundacji "Mimo wszystko". W teatrze też trzymała fason, choć czasem ból był nie do zniesienia.
- Anna przestraszyła się, że grozi jej inwalidztwo. Tylko dlatego zdecydowała się na przekładaną od roku operację - opowiada "Na Żywo" jej dobra znajoma. I choć zabieg udał się, bliscy martwią się, gdyż aktorka już rzuciła się w wir pracy, mimo zalecanego odpoczynku.
Już kilka dni po wyjściu ze szpitala pojawiła się u swych chorych w fundacji. I pełną parą rozpoczęła próby w teatrze. Nie wyobrażała sobie nie uczestniczyć w nich przed październikową premierą.
- Mało śpię, ciągle biegam i tylko noc zostaje mi na inne ważne sprawy - mówi Dymna. Skąd w niej ta siła?
- Tajemnica polega na tym, by czuć, że jest się komuś potrzebnym. Wtedy człowiek, żeby nie wiem co, znajdzie siły żeby sobie poradzić ze wszystkim - tłumaczy w ostatnim wywiadzie.