Anna Dymna wciąż nie pogodziła się ze stratą
Czworonożni pupile są dla niej jak członkowie rodziny. A z kotem Haszyszem Annę Dymną (66 l.) łączyła ją szczególna więź.
- Po 18 latach musiałam go wysłać do raju. Siedziałam przy nim, głaskałam go... Teraz nie mogę spać, bo nic mi na głowie nie mruczy. Są takie zwierzęta, które nie są tylko do tulenia, a uczestniczą w naszym życiu - opowiada "Dobremu Tygodniowi" aktorka.
Zwykłe czynności wywołują łzy. Takie jak codzienne ćwiczenia, podczas których zawsze towarzyszył jej "osobisty trener".
- Był najlepszym terapeutą na świecie. W smutnych chwilach potrafił się tak wydurniać, robić salta, fiflaki, że musiałam się uśmiechnąć - wspomina gwiazda.
Dymna wierzy, że Haszysz wyczuwał, że jej coś dolega. I starał się ulżyć w cierpieniu.
- Drgania o określonej częstotliwości, takie jakie emituje mruczący kot, potrafią leczyć: to są prądy diadynamiczne. Kiedy miałam operację barku, spał mi na szyi i mruczał. Przysięgam, że to działało przeciwbólowo - przekonuje.
Żaden zwierzak nie zastąpi jej ulubieńca, ale Anna Dymna wierzy, że wkrótce w jej podkrakowskim domu zamieszka nowy przyjaciel.
***
Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd: