Anna Dymna żartuje: Krążą plotki, że często się alkoholizuję...
Anna Dymna (69 l.) z Krakowem związana jest od lat. Tu prowadzi fundację "Mimo wszystko", organizuje Festiwal Zaczarowanej Piosenki. Tutaj też uczy studentów i gra na deskach Teatru Starego. Z racji tego, że jest osobą rozpoznawalną w Grodzie Kraka, musi mierzyć się z wieloma plotkami, często obrzydliwymi, na swój temat. Jedna z nich mówi o tym, że ma problemy z alkoholem. Sama zainteresowana podchodzi do tego z humorem.
Od ponad 17 lat prowadzi program TVP "Anna Dymna - spotkajmy się". Skończyła właśnie zdjęcia na planie serialu "Nieobecni", inspirowanego historiami najgłośniejszych zaginięć ostatnich lat w Polsce.
"Rewii" zdradza swoje najbliższe plany i rozprawia się z plotkami na swój temat.
Czy z dramatami, z którymi spotyka się pani w programie, można się oswoić?
Anna Dymna: - Mimo upływu tylu lat - nie. Poruszam sprawy bolesne i intymne, jak samotność, cierpienie, odrzucenie, rozpacz. To niezwykle trudne spotkania, ale dzięki nim odkryłam wiele nieznanych mi prawd. Nauczyłam się cieszyć z małych rzeczy. Poczułam prawdziwą radość z tego, co mam.
Pani największy nałóg to...
- Miłość do życia. Poza nią innych nałogów nie mam. Nawet papierosy rzuciłam, choć plotkuje się w Krakowie, że znów zaczęłam palić i że dość często się alkoholizuję (śmiech). Robię wprawdzie smakowite naleweczki, ale na upijanie się nie mam czasu.
Czym jest dla pani fundacja "Mimo Wszystko"?
- Daje mi mnóstwo satysfakcji. Ale z przyjemnością prowadzę też krakowski salon poezji. Jestem jurorem kilku konkursów poetyckich. Uczę też studentów. To wspaniali, utalentowani ludzie, choć wcale nie mają łatwiej niż moje pokolenie.
Dlaczego?
- Kiedy miałam 20 lat mój świat był czarno-biały. Wiedziałam, gdzie jest przyjaciel, gdzie czai się wróg. Byliśmy bardziej radośni, spokojniejsi i jakby mniej zagubieni. A przez to, być może, dojrzalsi. Dziś młodzi mają kłopot z wyborem życiowej drogi. Zbyt dużo wokół atrakcji, pułapek, zagrożeń. Boją się uczuć, wstydzą się okazywać emocje. Ale młodość jest wspaniała. Myślę, że starzy i młodzi są sobie potrzebni.
Mąż nie ma pretensji, że jest pani ciągle poza domem?
- To nie jest tak, że przez swoje liczne obowiązki zaniedbuję rodzinę. Zawsze zdążę posprzątać, coś wyprasować, ugotować Krzysiowi żurek czy pomidorówkę. A muszę jeszcze przecież znaleźć czas, by codziennie się pogimnastykować, pokrzątać się w ogródku albo zrobić przetwory, które później rozdaję przyjaciołom. Nie jest to, oczywiście, łatwe zadanie, ale jakoś, odpukać, się udaje. Widocznie bezczynność nie jest mi pisana. Ważne, by wiedzieć, co jest priorytetem na daną chwilę i wypracować pewną harmonię działań.
Najbliższe pani plany?
- Przygotowania do 16. edycji Festiwalu Zaczarowanej Piosenki. W tym roku z oczywistych względów musieliśmy go odwołać, ale nie poddajemy się. Piosenka przełamuje granice i sprawia, że człowiek czuje się szczęśliwy, spełniony, wolny.