Anna Głogowska chce zajść w ciążę, Piotr Gąsowski mówi: nie!
Przez lata w życiu Anny Głogowskiej (37 l.) liczył się tylko taniec i program "Taniec z gwiazdami". Gdy została zwolniona z polsatowskiego show, pomyślała o drugim dziecku. Partner Piotr Gąsowski (51 l.) nie chce jednak o tym słyszeć.
Z Piotrem Gąsowskim jesteście razem już 10 lat.
Anna Głogowska: Piotr jest jedną z najszlachetniejszych osób, jakie w życiu spotkałam, ma mocny kręgosłup moralny. Wokół niego są tylko dobrzy, pozytywni ludzie, prowadzimy otwarty dom. Choć wiem, że oprócz tych, co go uwielbiają, są inni, których może drażni jego "lekkość bytu".
A które cechy Piotra pani szczególnie ceni?
- Daje mi poczucie bezpieczeństwa. Poza tym jest szczodry. Dobrze mieć przy sobie ciekawego człowieka, takiego, który nas intryguje, zaskakuje, ma silną osobowość. Z nim można się potwornie pokłócić, emocje bywają ekstremalne, ale ja nie mogłabym być z osobą, która jest "letnia". Dzięki temu związkowi dojrzałam, stałam się otwarta na ludzi i bardziej dla nich pobłażliwa, jak babcia Bola.
A myślała pani o jeszcze jednym dziecku?
- Z jednej strony pragnę tego. Ale tego muszą chcieć dwie osoby, potrzebne jest poczucie spokoju, stabilizacji. Poza tym Julka już ma brata, Kubę. Bardzo się kochają. Nie jest więc na świecie sama.
Czytaj dalej na następnej stronie...
Mówi pani, że ma mocny charakter. To rodzinne?
- Moja mama ma pięć sióstr i wszystkie są silnymi kobietami, zaprawionymi w codziennych bojach. Są bardzo solidarne. Gdy powinie się noga jednej, od razu pozostałe są gotowe jej pomóc. Jedna nakarmi, druga przytuli, trzecia wyleczy. Zawsze mogą na siebie liczyć. Babcia Bola, która niestety już nie żyje, też była taką silną osobą, a przy tym niezwykle pobłażliwą dla ludzi. Taka rodzina to mój wielki kapitał.
W pani domu nie przelewało się. By tańczyć, musiała pani dorabiać.
- Przygodę z tańcem rozpoczęłam w wieku 12 lat, kiedy trafiłam do domu kultury na warszawskim Grochowie, gdzie mieszkaliśmy i tam zostałam wybrana do formacji tanecznej. Zajęła się mną Beata Bartoń, wspaniały człowiek. Widząc, że potrzebuję każdej złotówki, załatwiła mi pracę w piekarni. Sprzedawałam w sklepie, albo wyjmowałam chleb z pieca. Kiedy pani Beata zaszła w ciążę, zostałam jej asystentką. Polubiłam pracę z dziećmi i do dziś uczę maluchy tańca.
Rodzice nie mieli nic przeciwko tak kosztownej pasji?
- Tata dużo był poza domem, pracował jako zawodowy kierowca. A mama zawsze mnie wspierała. Szyła dla mnie kostiumy, bo te profesjonalne były drogie. Wymyślałam wzory z falbankami, siedziała nad nimi w nocy, męczyła się, bo nie była przecież krawcową. Mając 19 lat wynajęłam mieszkanie w Kobyłce i zatrudniłam się w domu kultury.
Czytaj dalej na następnej stronie...
Jest pani z natury osobą silną, waleczną, ale też pogodną.
- Kocham życie, cieszę się nim, nie mam powodów, żeby być nieszczęśliwą i wierzę w to, że będzie dobrze. Mama przekazała mi dewizę zaczerpniętą od Scarlett O'Hary z "Przeminęło z wiatrem". Jeśli jest ci źle, to jak Scarlett, pomyśl o tym jutro, a na razie weź gorącą kąpiel, zrelaksuj się, zobaczysz, że za chwilę wszystko będzie wyglądało inaczej. Jestem osobą, która zawsze musi mieć ster w rękach, która ceni swoją niezależność.
Przy tym bardzo pracowitą...
- Cały czas muszę być w ruchu, szukam nowych wyzwań. Mam szkołę tańca, organizuję obozy taneczne, prowadzę coaching, przygotowuję choreografie w teatrze, na pokazach mody, zasiadam też w zarządzie spółki Polski Taniec S.A. Ale największą moją miłością jest Julka. Macierzyństwo to coś wspaniałego. Do szóstego miesiąca ciąży tańczyłam, tak zalecił lekarz, by organizm nie przeżywał szoku. Przytyłam 28 kilogramów, ale szybko wróciłam do formy.
Julka ma 8 lat i z tego, co wiem, też jest bardzo zajęta.
- Gra na akordeonie i fortepianie, dwa razy w tygodniu chodzi na zajęcia do szkoły muzycznej, uprawia taekwondo, gra w tenisa i uczy się angielskiego. Ale nie tańczy, bo nie ma już kiedy i chyba ten talent najmniej jest w niej widoczny, po tatusiu. Poza tym nie chciałabym, by zajmowała się tańcem. O tym zawodzie wiem wszystko, ma jasne, ale i ciemne strony. Ja miałam szczęście, ale wielu tancerzy jest niedocenionych, sfrustrowanych.
Czytaj dalej na następnej stronie...
Twierdzi pani, że córka jest bardzo podobna do taty?
- Ma po nim ogromne poczucie humoru, inteligencję, ale też widzę duże podobieństwo fizyczne, w zachowaniu, w ruchach. Jula jest fajną dziewczynką, każdy chce się nią zajmować.
Przy dwojgu artystach w domu grafik jest napięty?
- W opiekę nad Julką zaangażowane są dwie babcie i dwie opiekunki. Zdarza się, że trzy dni pracuję intensywnie, wracam, gdy ona już śpi, za to następnych 5 dni jestem tylko dla niej. Moim zadaniem jest tak zorganizować jej czas, by nie odczuwała, że nie ma mamy, by nie tęskniła.
Rozmawiała: Ewa Modrzejewska