Anna Głogowska przerywa milczenie w sprawie afery narkotykowej: Komuś zależało, by mnie opluć
Wplątana przez tabloidy w aferę narkotykową Anna Głogowska (39 l.) boi się utraty dobrego imienia. Zamierza iść do sądu i wygrać!
Niedawno zaczął się w Warszawie proces oskarżonego o handel narkotykami Cezarego P. Media nazwały go dilerem gwiazd, ponieważ mieli się u niego rzekomo zaopatrywać polscy celebryci.
Cezary P. zapisywał grono swoich odbiorców na specjalnej liście, która trafiła w ręce organów ścigania. Relacjonując ten proces, jeden z dzienników napisał, że na tej liście znajduje się nazwisko Anny Głogowskiej, tancerki występującej kiedyś w "Tańcu z gwiazdami", zaś obecnie partnerki życiowej aktora Piotra Gąsowskiego oraz matki jego córki, dziesięcioletniej Julii.
Cezary P. potwierdził przed sądem, że wprawdzie kontaktował się z Anną Głogowską, ale wyłącznie w sprawie lekcji tańca dla wnuczki.
Anna Głogowska nie kryje, że jest oburzona faktem, że jej nazwisko pojawiło się bezpodstawnie w mediach w kontekście handlu narkotykami, gdyż to naraziło na szwank jej dobre imię, na które ciężko pracowała przez wiele lat. Ma nadzieję, że wyjdzie z tej historii z twarzą. Zapowiedziała ponadto podjęcie kroków prawnych.
Jak pani komentuje medialne sugestie, jakoby kupowała pani narkotyki od Cezarego P.?
- Ktoś preparuje nieistniejącą historię. To jest takie idiotyczne i zarazem tak potwornie smutne, że nawet nie wiem, jak miałabym to skomentować.
Jeśli to nie jest prawda, kto i dlaczego rozpowszechnia tę informację?
- Nie wiem, komu zależało na tym, by mnie opluć i zmanipulować opinię publiczną, którą ja bardzo szanuję. Ludzie, którzy od lat okazują mi mnóstwo sympatii, teraz przeczytali tę wyssaną z palca historię i stracą zaufanie do mnie. Bo skąd mają wiedzieć, jaka jest prawda? Przecież za takimi jak ja, niezależnymi tancerzami, nie stoi żadna telewizja, więc nikt nie będzie bronić mojego dobrego imienia. Jestem wolnym strzelcem, czyli niczyja, a w związku z tym można pluć na mnie do woli.
Pani sama może się bronić.
- I zamierzam tak postąpić. Ja rozumiem, na czym polega dziennikarstwo śledcze, rozumiem, że pisze się o sprawie, jeżeli ktoś został na czymś przyłapany. Wtedy rzeczywiście jest to sensacyjna wiadomość. Ale napiętnować kogoś tylko dlatego, że ktoś inny coś gdzieś powiedział albo zapisał coś na kartce? Tak bez śledztwa, dowodów, rozprawy, wyroku? Dotąd myślałam, że to przestępstwo!
Co zatem zamierza pani zrobić?
- Nie zostaje mi nic innego jak wierzyć, że z tej głupiej i przykrej historii ostatecznie wyjdzie coś dobrego. Będąc wielbicielką amerykańskiej aktorki Angeliny Jolie, czytałam, co pisano na jej temat w internecie. Wpisom na temat jej rzekomych dewiacji nie było końca. Z czasem, gdy aktorka zrozumiała, jaką siłę mają te niestworzone historie na jej temat, że one żyją własnym życiem, niezależnie od tego, czy mają coś wspólnego z prawdą, zaczęła wykorzystywać ten fakt z pożytkiem na innych. Każde zniesławienie przekuwała na odszkodowanie, a pieniądze przekazywała na jakiś ważny cel. Czyli robiła coś dla innych swoim kosztem.
Jolie będzie inspiracją dla pani?
- Ja nigdy nie prowokowałam takich sytuacji, ale skoro już mnie w nie wplątano, to gdy wygram proces, również znajdę dobry cel dla tych pieniędzy. W jakimś stopniu będę więc Angeliną Jolie. Ale w tej chwili jesteśmy z córką pochłonięte akcją pod hasłem Zwierzęta mają święta dla psów w ubogich rodzinach i nie chcę zadręczać się pomówieniami. Tym niech się zajmują prawnicy.
Rozmawiała: Ewa Balcewicz
***
Zobacz więcej materiałów: