Reklama
Reklama

Anna Guzik wyjawiła prawdę o swoim małżeństwie!

Ona Ślązaczka, on góral z Podhala. Anna Guzik (43 l.) nie ukrywa, że w ich małżeństwie buzują silne emocje i czasami nieźle iskrzy. Jak jednak zapewnia, domowe awantury jej niestraszne. Martwiłaby się bardzo, gdyby było inaczej...

Dobry Tydzień: Jak pani sobie radzi, pracując i wychowując trzy gaździnki? 

Nina i Basia mają 3 latka, Bogna 2. To wymaga ode mnie dobrej logistyki. Muszę mieć wszystko zaplanowane ze sporym wyprzedzeniem, czasem z czegoś rezygnuję. Mam wielkie wsparcie w mężu. Gdy jestem w stolicy, Wojtek zostaje w Bielsku z dziećmi, bierze na siebie odpowiedzialność za dom. Gdyby nie on, nie byłoby szansy, żeby udało się to pogodzić. Oczywiście, pomagają nam też babcie, ciocie, przyjaciele i panie opiekunki.

Powiedziała pani o córkach, że większego szczęścia nie mogliście sobie podarować.

Reklama

- Rodzicielstwo jest wspaniałe, zmienia ludzi. To oddanie siebie, trzeba poskromić egoizm, na pierwszy plan wychodzą dzieci, ich potrzeby. Co nie jest łatwe. Jako aktorka wiele lat pracowałam na swoją pozycję, chcę grać, a tu muszę ambicje schować do kieszeni. To moja walka, bym funkcjonowała w zawodzie, a z drugiej strony, bym jak najwięcej czasu mogła poświęcać córkom. Są jeszcze małe, nigdy im nie jest dosyć obecności rodziców. Chcą byśmy byli z nimi 24 godziny na dobę. 

Ma pani metodę: zmachać, zmęczyć, wyskakać... 

...by padły wieczorem. Oczywiście, jest duże prawdopodobieństwo, że się padnie razem z nimi. Dziewczynki są strasznie uparte, charakterne i trochę rozrabiają. Mamy ogród, gdzie w sezonie wiosenno-letnim mogą się wybawić. Zależy mi, by miały bliski kontakt z przyrodą. Oboje z mężem uwielbiamy chodzić po górach, staramy się je zabierać na wędrówki. Są chętne, ale na razie wolą być noszone na rękach.

Widzi pani różnicę, porównując swoje dzieciństwo i dziewczynek?

- Myślę, że jako rodzice jesteśmy teraz bardziej ostrożni, zwracamy dużą uwagę na bezpieczeństwo. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że zostawiam córkę w piaskownicy pod blokiem i idę do domu. Pamiętam, że jako mała dziewczynka tak się bawiłam. Miałam szczęśliwe dzieciństwo. Ta wolność jest niezbędna do rozwoju. Nigdy też nie można lekceważyć uczuć dzieci, bo nie wiadomo, co im nagle przyjdzie do głowy.

Pani uciekła z domu... 

- Miałam chyba 5 lat i nikt tego nie zauważył. Obraziłam się na mamę i postanowiłam sama iść do dziadków. Przeszłam piechotą z Katowic Zawodzia do Bogucic. To spory kawałek, przy ruchliwej trasie, ale dotarłam na miejsce, nie zgubiłam się. Dziadek otworzył mi drzwi i o mało nie dostał zawału. 

O swoim małżeństwie mówi pani: „trafiła kosa na kamień”. Góral z Podhala i Ślązaczka to mocne zderzenie.

- Silna kobieta, jak ja, potrzebuje naprawdę silnego mężczyzny. Oj tak, mocno iskrzy, ale martwiłabym się, gdyby przestało. Cieszę się, że są emocje. Kiedy się skupiamy na codziennych czynnościach związanych z wychowaniem dzieci, z prowadzeniem domu, bardzo łatwo popaść w rutynę. A tego oboje nie chcemy.

Widziałam, że niedawno byliście na romantycznym wypadzie w Portugalii.

- Akurat dostałam wolne w teatrze, szybko podjęliśmy decyzję i pojechaliśmy ze znajomymi. Było przepięknie, spacerowaliśmy po uliczkach Lizbony, mieliśmy czas tylko dla siebie. To były jedynie trzy dni, ale dały nam dużo. Dziewczynki zostały pod opieką babci i cioci, które przyjechały z Podhala. Okazuje się, że przy nich spały grzecznie całą noc.

Wśród pani lektur są książki ks. Jana Kaczkowskiego. Znalazła w nich pani jakąś życiową naukę?

- Trzeba każdego dnia czerpać radość z życia, mieć cierpliwość i wyrozumiałość dla ludzi, dla ich wad, nie wyolbrzymiać problemów. Przede wszystkim zachować pogodę ducha. 

A jak w tym roku będą wyglądać pani święta Bożego Narodzenia?

- Spędzimy je tradycyjnie w domu, w Bielsku-Białej. Jak co roku, od kiedy pojawiły się córeczki, przyjedzie rodzina i mam nadzieję, że będzie to piękny, pełen radości czas w gronie najbliższych. Chociaż... muszę się nieco ograniczać przy świątecznym stole pełnym smakołyków, bo na koniec roku czeka mnie premiera koncertu sylwestrowego, więc czas będzie intensywny. Ale taki lubię najbardziej.

Niedawno wraz z innymi gwiazdami celebrowała pani 3000 odcinek „Na Wspólnej”. Po tylu latach jesteście już chyba jak rodzina?

- Mam bardzo dobre relacje z ekipą. Bożena Dykiel, czyli serialowa Maria Zięba, zawsze była w stosunku do mnie życzliwa. W początkującej aktorce dostrzegła talent, zaangażowanie i zaopiekowała się mną. Jest osobą szczerą, mówi bez owijania w bawełnę to, co myśli. Ogromnie to cenię. Wolę szczerość i konstruktywną krytykę niż zakłamaną życzliwość. W serialu zdobyłam również doświadczenie w pracy z kamerą, a to nauka bezcenna dla młodej osoby.

W tym roku świętuje też pani 20-lecie pracy na scenie. 

- Od początku kariery zawodowej byłam związana z Teatrem Polskim w Bielsku-Białej i wciąż gram na jego deskach, ale jeszcze nie uczciłam tego jubileuszu. Myślę, że świetnym zwieńczeniem będzie płyta, którą właśnie tworzymy, adresowana do najmłodszych. Zaczęło się od spektaklu „Singielka 2, czyli Matka Polka”, gdzie śpiewam kołysankę do tekstu Jacka Bończyka i muzyki Krzysztofa Maciejewskiego. Krążek ukaże się w przyszłym roku. Mam nadzieję, że nie tylko mali odbiorcy, ale i ich rodzice dadzą się zaczarować. Lepszego prezentu nie mogłabym wymyślić dla moich dzieci i siebie jako matki.

***

Rozmawiała:

Ewa Modrzejewska


Dobry Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Anna Guzik
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy