Anna i Robert Lewandowscy: tygodnik ogłasza radosną nowinę!
Miłość, która ich łączy, dodaje im skrzydeł. Anna (29 l.) i Robert (29 l.) Lewandowscy chcieliby także, by ich mamy znalazły partnerów na życie. Jedna z nich już spotkała kogoś wyjątkowego. W końcu słynna para doczekała się na radosną nowinę!
Sukcesy, jakie osiągają w życiu zawodowym, przyprawiają o zawrót głowy. Robert Lewandowski jest jednym z najlepszych piłkarzy na świecie, jego żona Anna cenioną instruktorką fitness i specjalistką od zdrowego odżywiania.
Mogłoby się wydawać, że narodziny córeczki Klary w maju minionego roku sprawiły, że małżonkowie osiągnęli pełnię szczęścia i niczego więcej nie pragną. Jednak piłkarz i jego ukochana marzą jeszcze o jednym.
- Chcieliby, aby ich mamy znalazły sobie partnerów na resztę życia, na dobre i na złe, i odnalazły szczęście, na jakie zasługują - zdradza "Na Żywo" osoba z otoczenia pary.
Obie matki małżonków to atrakcyjne i przebojowe kobiety. Mama Ani - Maria Stachurska (63 l.) - jest producentką filmową, a mama Roberta - Iwona Lewandowska (59 l.) - świetną siatkarką, a obecnie nauczycielką WF-u.
W życiu prywatnym los nie był jednak dla nich łaskawy. Pani Stachurska została porzucona przez męża - operatora filmowego Bogdana Stachurskiego. Jej sławna córka nie ukrywała, że póki mama nie otrząsnęła się po tym ciosie i nie stanęła na nogi, ona i jej brat doświadczyli biedy. Jak przyznała, chodziła zimą w dziurawych butach.
- To był okropny okres w naszym życiu. Do tego stopnia, że nawet pomagał nam Caritas - zdradziła.
Z ojcem nie utrzymuje żadnych kontaktów. Nie zaprosiła go nawet na swój ślub z Robertem.
Matka piłkarza od 12 lat jest wdową. Jej mąż Krzysztof Lewandowski, judoka, zachorował na nowotwór, kiedy Robert miał 17 lat. Zmarł na wylew, gdy wydawało się, że leczenie zmierza w dobrym kierunku.
- Mąż umarł właściwie nagle, bo przeszedł operację, wyszedł do domu, ale dwa dni później już nie żył. Serce było zbyt obciążone - zdradziła w niedawno udzielonym wywiadzie wdowa. - A jeszcze przed zabiegiem żartowaliśmy oboje: "Iwonka, poszukaj sobie jakiegoś fajnego faceta, bo życie toczy się dalej, a na stypie niech twoje przyjaciółki podadzą gołąbki i strogonowa" - mówił. "Co ty opowiadasz? Będziesz żył długo i szczęśliwie" - złościłam się na niego.
Przedwczesna śmierć męża załamała Iwonę, która została sama z dwojgiem dzieci. Miała depresję, ale nie mogła się poddawać, bo córka Milena i syn Robert jej potrzebowali. Wiedziała, że chłopiec ma wielki talent piłkarski, którego nie wolno jej zaprzepaścić. Podnosiła syna na duchu, gdy wyrzucono go z warszawskiej Legii.
- Mam żal o to, że w kategoriach ludzkich zachowali się nie fair. Przegonili z klubu chłopaka, który niedawno stracił ojca, był kontuzjowany, tuż przed maturą - wspominała matka piłkarza.
Ani matka Ani, ani mama Roberta nie myślały o tym, by ponownie wejść w związki. Skoncentrowane na pomocy dzieciom nie miały po prostu na to czasu. Ale teraz wszystko się zmienia. Ich dzieci są zabezpieczone, szczęśliwe, żyją własnym życiem. A one wciąż czują się młode.
- Wnuki oczywiście są dla mnie bardzo ważne i dają mi wiele radości, ale nie czuję się jeszcze wyłącznie babcią - stwierdziła pani Lewandowska.
Dodała, że ma swoje pasje i apetyt na życie. - Nigdy nie myślałam, żeby zamieszkać z dziećmi. Muszę mieć swój dom, swój azyl, swoje przyjaciółki - podkreśliła.
Matka Roberta wreszcie jest gotowa na nowy związek.
- Chciałabym podróżować, ale co to za przyjemność jeździć po świecie samej. Pojechać za granicę na mecz Roberta, usiąść na trybunie obok kogoś, kto też rozumie ten sport... - rozmarzyła się. - Tylko nie tak łatwo znaleźć kogoś, z kim połączy cię chemia, i jeszcze żeby ten ktoś nie był spłoszony, że jestem matką piłkarza o światowej sławie - dodała.
Jak udało się dowiedzieć "Na Żywo", jej syn, a także synowa, od dawna namawiali ją, by otworzyła się na nowe uczucie. Tego samego chcą również dla mamy Ani.
- Często zapraszali obie panie na imprezy i przedstawiali je mężczyznom, którzy są wolnego stanu - zdradza osoba z otoczenia rodziny. - Niestety, obie mamy są bardzo wymagające i dotąd nie udało im się wyswatać żadnej z nich - kwituje.
Tymczasem mama Roberta sama wzięła sprawy w swoje ręce.
- Niedawno przez jedną z przyjaciółek kogoś poznałam, ale nie chcę chwalić dnia przed zachodem słońca. I tak jednak to los za nas decyduje - wyznała. Syn i synowa są ogromnie zadowoleni, że Pani Iwona wreszcie ma z kim pójść do kina i na karnawałowy bal.
- Ania i Robert liczą, że znajomość mamy z nowym przyjacielem rozwinie się pomyślnie, i że niedługo przedstawi im ona swojego wybranka. Trzymają kciuki za to, by w 2018 r. samotną przestała być także druga z mam - twierdzi informator tygodnika.
***
Zobacz więcej materiałów: