Anna i Robert Lewandowscy: wielki stres przed porodem. Bliscy drżą o ich bezpieczeństwo!
W Niemczech nie mogą czuć się bezpiecznie, bo zamachowcy uderzają w sportowców. Bliscy Ani (28 l.) i Roberta (28 l.) Lewandowskich drżą o ich życie. Jeden z tygodników twierdzi, że mamy małżonków "zaczęły naciskać, by wrócili do kraju". Chyba nie tak to wszystko miało wyglądać.
W jej stanie każdy stres może przyspieszyć akcję porodową. Ale jak się nie denerwować na wieść, że terroryści wzięli na cel piłkarzy Borussi Dortmund, w której kiedyś grał jej mąż Robert Lewandowski i zapowiadają kolejne na nich ataki?
Anna Lewandowska, będąca w 9. miesiącu ciąży, nie kryła przerażenia, dowiedziawszy się, że obok autokaru wiozącego piłkarzy na mecz, eksplodowały bomby. W środku byli koledzy Roberta m.in. Łukasz Piszczek.
- Siedziałem w tylnym rzędzie obok Marca Bartry, który dostał kawałkami wybitej szyby. Po wybuchu wszyscy skuliliśmy się w autobusie, kto mógł, położył się na podłodze - opowiedział o dramatycznych wydarzeniach bramkarz zespołu Roman Büerki.
Planowany mecz przełożono, ale przyszłość imprez sportowych w Niemczech nie zapowiada się optymistycznie. "Od teraz wszyscy niewierni aktorzy, piosenkarze, sportowcy i inni prominenci w Niemczech są na liście śmierci Państwa Islamskiego" - napisali w liście zamachowcy.
Jak łatwo się domyślić, Ania i Robert przeżyli koszmarny wieczór, odbierając wiele telefonów od pełnych niepokoju znajomych i krewnych. Wszyscy pytali, czy Robert wystąpi następnego dnia w meczu swojej drużyny - Bayernu Monachium z Realem Madryt. Prosili, by na siebie uważał...
Jak się okazało, z powodu kontuzji barku piłkarz nie wyszedł na murawę, ale zdecydował się kibicować kolegom na trybunach. Razem z nim, nie bacząc na ryzyko kolejnego zamachu, na imprezę wybrała się też żona. Towarzyszył im brat Ani, Piotr i jej asystentka Ola.
Przed wejściem na stadion wszyscy musieli przejść szczegółową kontrolę. Policja obawiała się, że terroryści znów uderzą. I sportowcy, i widzowie musieli poddać się przeszukaniu. Sprawdzano, czy nikt nie wnosi na obiekt sportowy broni lub materiałów wybuchowych...
- Mama Ani nie była zachwycona, że córka, będąc w zaawansowanej ciąży, ryzykowała, idąc na mecz z mężem- zdradza "Na Żywo" znajoma rodziny.
O tym, że bliscy Roberta i jego żony obawiają się o ich bezpieczeństwo, pisano w mediach w sierpniu 2016 r. W Monachium szaleniec zabił wówczas 9 osób w centrum handlowym. Na szczęście piłkarz i jego ukochana byli wówczas na wakacjach. Ale przecież często robili zakupy tam gdzie później zginęli niewinni...
Mama Roberta, Iwona Lewandowska, wyznała nam wtedy, że boi się o bezpieczeństwo syna i synowej, ale nie sugeruje im powrotu do kraju. - Robert jest dorosłym mężczyzną. Sam dokonuje wyborów. Jeśli coś ma się stać, to stanie się wszędzie, w metrze, na ulicy. Każdemu coś jest pisane - stwierdziła.
Ale od tego czasu wiele się zmieniło. Atak na sportowców i zapowiedź kolejnych zamachów sprawiły, że mamy Roberta i Ani zaczęły naciskać, by wrócili do kraju. Może, gdy lada dzień zostaną rodzicami, sami dojdą do tego wniosku? Bezpieczeństwo dziecka jest przecież najważniejsze.