Anna Kalczyńska: Pasujemy do siebie jak puzzle
Przyznaje, że kiedyś była kochliwa i nie stroniła od romansów. Wszystko się zmieniło, gdy poznała swojego męża.
Znając trzy języki obce, planowała osiedlić się w Stanach Zjednoczonych lub we Francji. Tymczasem życie zweryfikowało plany Anny Kalczyńskiej (39 l.). Czy czuje się rozczarowana Warszawą, gdzie ostatecznie znalazła swoje miejsce na ziemi? "Na żywo" zdradziła, z jakim wyzwaniem przyjdzie się jej niebawem zmierzyć, jak radzi sobie z używkami i o czym marzy jej mąż.
Wakacje w pełni. Gdzie zamierza je Pani spędzić?
Anna Kalczyńska: - W Grecji. Ponieważ mój mąż ma zobowiązania zawodowe, przede mną spore wyzwanie. Będę wracać z wyspy sama z córkami i synem promem, autobusem i samolotem, więc może być ciekawie (śmiech).
Wreszcie spędzi Pani trochę czasu z dziećmi.
A.K.: - Cieszy mnie to, bo widzę, że bardzo mnie potrzebują, szczególnie Krysia. Najmłodsza córka jest zazdrosna o starszą Hanię, więc musimy popracować nad naszymi relacjami. Każdemu dziecku muszę poświęcić trochę czasu z osobna.
Zdarza się Pani znaleźć wolną chwilę, usiąść i zrelaksować się przy lampce wina?
A.K: - Czasami, gdy wyjedziemy gdzieś z mężem, ale nie jest mi to na szczęście potrzebne na co dzień.
A jak radzi sobie Pani z innymi używkami?
A.K: - Używki bardzo mnie osłabiają, dlatego nie sięgam po nie. Wychodzę z założenia, że trzeba się skoncentrować na tym, co doda energii, a nie ją odbierze. Staram się nie sięgać po papierosy, choć kiedyś paliłam. Okres licealny sprzyja różnym eksperymentom, a człowiek udaje kogoś, kim nie jest.
Zdarzyło się Pani tęsknić za tamtymi czasami?
A.K: - Jestem na takim etapie życia, że różne pytania, które mnie nurtowały, znalazły swoje odpowiedzi, a wiele rzeczy stało się oczywistych, jak choćby małżeństwo. Szalone przygody miłosne kończą się i zaczyna proza życia, która może przerodzić się w rutynę czy nawet nudę.
Na szczęście Pani to nie dotyczy. Jaka jest Pani recepta na udane małżeństwo?
A.K: - Trzeba dbać o związek i o siebie. O to, żeby odnajdować się jako osoba spełniona i szczęśliwa. To jest najważniejsze, bo na szczęśliwą rodzinę w dużej mierze składa się bycie szczęśliwą partnerką i posiadanie szczęśliwego męża u boku.
Zna Pani trzy języki obce. Rozważała Pani zamieszkanie w Stanach czy we Francji.
A.K.: - To prawda, wydawało mi się, że będę dużo podróżowała i zmieniała miejsce zamieszkania, a od wielu lat mieszkam na stałe w Warszawie.
Jest Pani rozczarowana tym, że marzenia się nie spełniły?
A.K: - Przeciwnie. Jestem szczęśliwa, że rzeczywistość , w której żyję zmienia się na lepsze. Dziś w Warszawie żyje się niemal jak w Nowym Jorku.
W młodości każda miłość wydaje się pierwsza i ostatnia. Często się Pani zakochiwała?
A.K: - Oj, często! (śmiech). Byłam bardzo kochliwa.
Aż pojawił się ten jedyny.
A.K: - Gdy poznałam Maćka, dotarło do mnie, że pasujemy do siebie jak puzzle. Mieliśmy podobne poglądy, imponowały mi jego zainteresowania: latanie na szybowcach, wspinanie na skałkach. To przy nim stałam się poukładaną żoną i matką.
Wybiega Pani czasem w przyszłość?
A.K: - Nie wiem, co będzie ze mną, bo każdy dzień jest zagadką, ale na pewno nie będzie nudno. Mąż już czeka na moment, kiedy dzieci wyfruną z gniazda. Będzie wtedy pływał swoją łodzią po Morzu Śródziemnym, a ja mam nadzieję... zostanę szczęśliwą babcią.