Anna Polony: Życie jej nie oszczędzało!
Anna Polony (77 l.) cierpiała, gdy mąż porzucił ją dla innej. Drugi mężczyzna, którego pokochała, też nie mógł jej ofiarować tego, czego pragnęła. Cały świat runął, gdy go nagle utraciła.
Los napisał dla niej pierwszą stronę czarnego scenariusza jeszcze zanim, w sobotę 21 stycznia 1939 r., przyszła w Krakowie na świat. Kilka miesięcy wcześniej na chorobę wieńcową zmarł jej ojciec. Anna Polony od najmłodszych lat czuła się samotna. Była najmłodsza z pięciorga rodzeństwa, a gdy się urodziła, jej mama miała już czterdzieści sześć lat.
Anna najwięcej czasu spędzała ze starszą siostrą. "Jeździła ze mną po Plantach i wszyscy biedną posądzali, że to jej nieślubne dziecko. Bo mama się tego nieprawdopodobnie wstydziła. Bracia żonaci, starsza siostra zamężna, a tutaj mama z niemowlakiem" - wspomina aktorka.
Z najwcześniejszego dzieciństwa doskonale zapamiętała koszmar drugiej wojny światowej. "Pierwsze lata mojego życia to strach i wycie syren. W domu słyszałam, że Niemcy to dranie i jadąc w wózku, mówiłam: 'Ach, precz te Szwaby wstrętne, żeby zdechły'" - opowiada.
Gdy wspomina tamte wojenne dni, przed oczami staje jej taki obrazek: Jedzie z siostrą do jej teściów do Krzeszowic pod Krakowem. Ale pociąg nie zatrzymuje się u celu. Na stacji za Krzeszowicami Niemcy wyrzucają wszystkich z pociągu i zamykają w poczekalni. Ania ma sześć lat i bardzo się boi... "Jezus, co tam się działo! Wyłam, piszczałam, siostra usiłowała mnie uspokoić. Nagle wszedł przystojny esesman. Pamiętam kolor jego oczu: niebieskie jak lazurowe niebo, ale zimne i złe. Był wściekły na histeryzujący tłum. Wrzasnął, żeby się uspokoić i wypuścili nas. Z powrotem szłyśmy polną drogą. Od tego czasu czułam lęk przed mundurowymi" - mówi.
Lata powojenne wcale nie były łatwiejsze. Mama Anny prowadziła zakład introligatorski, a "prywaciarzy" komunistyczne władze nie traktowały dobrze. "Pamiętam strach mamy, że jej go zlikwidują. Byłam dzieckiem kobiety, która ma prywatny zakład, czyli gorsza" - wspomina Polony.
Po latach, kiedy już została aktorką, introligatornię zamieniono na lokum, w którym mieszkała z mamą, aż do jej śmierci, co nastąpiło, gdy seniorka miała blisko sto lat. "Między nami była wielka miłość, wielka przyjaźń i wielkie konflikty" - zdradza gwiazda.
Rodzina Polony kochała teatr, dlatego wybór szkoły aktorskiej, jakiego dokonała Anna, został przyjęty ze zrozumieniem. Właśnie tam, na trzecim roku studiów, poznała Marka Walczewskiego (†72 l.). Razem skończyli studia, a potem w 1961 r. pobrali się i zamieszkali z mamą Anny, co nie ułatwiało ich wspólnego życia.
Przede wszystkim jednak powodem ich konfliktów było to, że kompletnie do siebie nie pasowali. Ona była domatorką, a on... "Nienawidziłam stylu życia, który kochał mój mąż, czyli nocnych biesiad i wyciągania z lodówki wszystkiego, co się z trudem zdobyło. Mama spała i dzięki Bogu to było przeszkodą w nocnych burdach" - tak to tłumaczyła Polony.
Mimo to przetrwali ze sobą 13 lat, łącząc życie prywatne z zawodowym. Oboje występowali wtedy w krakowskim Starym Teatrze, ale rzadko spotykali się razem na scenie. Dlatego najpierw podzielił ich zawód. Polony grała głównie w przedstawieniach w reżyserii Konrada Swinarskiego, a Walczewski u Jerzego Jarockiego. "Te grupy ze sobą konkurowały. Obie znakomite. Cieszyłam się z sukcesów Marka, ale byłam zazdrosna pod spodem. On się cieszył z moich sukcesów, ale był zazdrosny na zewnątrz - zły i złośliwy" - twierdzi aktorka.
Oddalili się od siebie na dobre na początku lat siedemdziesiątych, gdy Walczewski przeniósł się do Warszawy, gdzie poznał Małgorzatę Niemirską (69 l.). Ich romans wybuchł natychmiast, ale Anna odkryła prawdę jako ostatnia. "Od obcych ludzi dowiedziałam się, że w moim małżeństwie nie wszystko jest w porządku. Zamiast od razu powiedzieć: 'Hanka, mam kogoś...'. Gdy nagle zadzwonił z prośbą o rozwód, to jakbym dostała w twarz. Poczułam się zdradzona i oszukana" - mówi.
Rozstanie przypłaciła ciężkim rozstrojem nerwowym. Ale najgorsze dopiero miało nadejść...
W jej życiu już od dawna ważne miejsce zajmował wspomniany już reżyser Konrad Swinarski (†46 l.). Poznali się w połowie lat sześćdziesiątych w krakowskim Starym Teatrze. "Zakochałam się w Swinarskim wielką duchową miłością. Zaczęliśmy rozumieć się bez słów. Wystarczyło spojrzenie i znaliśmy swoje myśli. Godzinami spacerowaliśmy po Krakowie... Śmiało mogę powiedzieć, że Swinarski mnie stworzył i jako aktorkę, i jako kobietę" - przyznaje szczerze Anna.
Konrad bardzo jej się podobał jako mężczyzna. "Kochałam go, mimo że byłam mężatką. Ale inaczej kochałam męża, a inaczej jego. Oczywiście próbowałam różnych rzeczy, żeby go uwieść. Ale możliwa jest przyjaźń między kobietą i mężczyzną bez udziału łóżka" - tłumaczy.
A poza wszystkim jej przewodnik duchowy był nie tylko żonaty, ale także... biseksualny.
Stała w garderobie i mierzyła czarną suknię do roli Gertrudy, wdowy po Hamlecie, gdy nagle dowiedziała się, że jej ukochany Konrad nie żyje. Zginął w 1975 r. w katastrofie lotniczej, kilkanaście miesięcy po jej rozwodzie, lecąc do Damaszku. Tego dnia cały jej świat runął. "Dopadła mnie silna nerwica wegetatywna. Trwało to kilka lat" - tłumaczy w wywiadzie dla "Twojego Stylu". Już nigdy nie zakochała się w żadnym mężczyźnie.
Kolejny trudny okres przeżyła, gdy w rodzinie zaczęły się problemy zdrowotne. "Choroby mamy i po kolei wszystkich moich braci i sióstr. Załatwianie szpitali, lekarzy, lekarstw, a potem organizowanie pogrzebów. Kochałam ich ogromnie i miałam pretensje do Boga" - wyznaje gorzko w wywiadzie.
Gdy wyczerpała już limit nieszczęść, poświęciła się pracy w teatrze oraz ze studentami w krakowskiej szkole teatralnej. W ostatnich latach zwolniła jednak tempo. "Im jestem starsza, im więcej odczuwam dolegliwości, tym dotkliwiej cierpię, że czegoś już nie mogę, już mi nie wolno" - twierdzi.
Nie ukrywa też, że z biegiem lat coraz częściej myśli o śmierci. "Starość jest po to, żeby lżej odchodziło się z tego świata, żeby człowiek tak strasznie nie żałował, że ten koniec się zbliża" - mówi. "Wokół mnie coraz mniej bliskich ludzi, poumierali, poodchodzili, a z młodymi już nie ma takiego porozumienia. Jak w piosence: 'Coraz więcej ludzi, coraz mniej nas'".
***
Zobacz więcej z życia celebrytów