Ariadna Gierek: Wielkość i upadek "czerwonej księżniczki"
Synowa I sekretarza KC PZPR, Edwarda Gierka (†88 l.) zawsze rozpalała ogromne emocje. Dziś media i paparazzi nie odstępowaliby jej nawet na krok!
Zainteresowanie, jakie w czasach PRL wzbudzali prominenci i ich bliscy, w przypadku rodziny Edwarda Gierka skupiło się przede wszystkim na jego synowej Ariadnie.
Nie bez powodu: biografia tej pięknej kobiety i znanej okulistki była wyjątkowo burzliwa.
Już w młodości przeżywała zawirowania uczuciowe. Jej pierwszą miłością był kolega z liceum Tadeusz Łapiński.
Wybrał jednak inną partnerkę, a Ariadna po rozpoczęciu studiów medycznych związała się z 8 lat starszym adiunktem uczelni, Jeremim Czaplickim, który oblał ją na egzaminie z histopatologii.
Ich małżeństwo trwało parę miesięcy. Dwa lata po dyplomie zrobiła doktorat. Była już wtedy żoną Adama Gierka, którego znała jeszcze z liceum.
Podobno od dawna podobała się synowi I sekretarza KW PZPR w Katowicach, ale wtedy ona widziała w nim tylko kolegę swojego chłopaka Tadeusza Łapińskiego.
Mimo że Ariadna była rozwódką, teściowie szybko ją zaakceptowali.
Zdecydowanie gorzej przyjęli natomiast małżeństwo młodszego syna.
Uchodzący za playboya Jerzy poślubił swoją wybrankę po krótkiej znajomości, bez zgody rodziców.
Na ich polecenie jednak się z nią rozwiódł i wybrał rodzoną siostrę bratowej.
Ariadna Gierek bez wątpienia była osobą niezwykle utalentowaną, ale to właśnie przynależność do klanu Gierków zapewniła jej odpowiednią promocję, a przede wszystkim kontakty w świecie medycyny ZSRR.
Odwiedzała w Moskwie słynnego profesora Światosława Fiodorowa, pioniera w mikrochirurgii oka.
Była pilną uczennicą, udało jej się nawet zaprosić go na pewien czas do kliniki do Katowic.
Zaczęła nią kierować, gdy była stosunkowo młoda, miała zaledwie 36 lat. Ze względu na teścia mogła liczyć na różne udogodnienia.
Gdy np. potrzebowała nożyka do cięcia rogówki, w zakładzie Polsilver ruszyła specjalna linia produkcyjna.
Klinika pod panowaniem Ariadny Gierek rozkwitała, ale jednocześnie nastały rządy silnej ręki. Podwładni mieli też do niej zastrzeżenia natury obyczajowej.
„Władza i rosnąca pozycja powoli zmieniały szefową. Uwierzyła, że jest wspaniała i wszechmocna. Zaczęła tracić kontakt z rzeczywistością" - wspominała jej pracownica, Izabella Ulbrich.
W 1980 r., po upadku ekipy Gierka, to nazwisko stało się balastem.
Nowe władze, które w stanie wojennym internowały Edwarda Gierka, zaczęły interesować się majątkiem jego rodziny.
Szczególnie willą przy ulicy Drozdów w Katowicach, gdzie lekarka mieszkała z mężem.
Inwestycja zresztą faktycznie wyglądała na mocno podejrzaną.
Adam Gierek bagatelizował sprawę:
„Ponieważ to dom kwaterunkowy, nie informowano mnie ani co do sposobu realizacji jego budowy, ani sposobu finansowania.
Zmuszony jestem zaprzeczyć, że mamy w domu czy saunę, czy jakieś inne specjalne urządzenia. Nie mamy różowych marmurów spawanych srebrem.
Płacimy czynsz zgodnie z przepisami. Nikt nie kupował nam mebli ani firan, mieszkanie urządziliśmy sami. Nawet na malowanie ścian mamy rachunki” - oburzał się syn Gierka.
Fińskiej łaźni faktycznie nie było, ale Adam Gierek dostał meble o ogromnej wartości ówczesnych 360 tys. zł. A na jego polecenie w piwnicy wybudowano bunkier, czy też schron.
Małżeństwo Gierków, którzy doczekali się córki Stasi (imię dostała po babci), nie przetrwało próby czasu.
W 1983 r. Ariadna odnowiła znajomość z licealną miłością Tadeuszem Łapińskim. Po trzech latach wzięli ślub.
Ariadna Gierek po latach zaprzeczała tezie, że elity PRL żyły w luksusie.
Nawet warunki panujące w ośrodku rządowym w Łańsku, które Mieczysław Rakowski nazywał pełnym rajem, jej nie zadowalały:
„Luksus? Jak w starej leśniczówce. W drzwiach nie ma złotych klamek, nie podają tu krewetek ani kawioru, raczej ryby łowione z jeziora.
Cisza i spokój. Nuda. Spacery pod okiem ochrony, sztywne podwieczorki, kolacje, pokazy zachodnich filmów”.
Zagraniczne podróże, jakie odbywała razem z teściową Stanisławą Gierek, odbijały się szerokim echem.
Mieczysław Rakowski zanotował w swoim dzienniku: „Spotkałem się (...) z Karskim, naszym ambasadorem w Wiedniu. Opowiadał mi różne historyjki o naszych bonzach (na przykład, że co najmniej raz na kwartał przyjeżdża tu pani Stasia niemal z całą rodziną i dokonuje zakupów”.
Sama Ariadna nie była ponoć zachwycona eskapadami, o których zwykli zjadacze chleba mogli jedynie marzyć:
„Wiedeń to piękne miasto, moje ulubione. Byłam tam z teściami w latach 70., ale wszystko było dla mnie za drogie. Ciągle przeliczałam szylingi na złotówki, nie miałam odwagi wchodzić do sklepów. W kieszeni drobna sumka, prezent od teściowej. Starczyłoby na kawę. Na szczęście oglądanie wystaw nic nie kosztowało. W torebce nosiłam bloczek i rysowałam, jak jest uszyta sukienka, garsonka czy garniturek, które mi się spodobały. W Polsce kupowałam materiał na metry i zanosiłam z rysunkiem do zakładu Elegancja w Katowicach. Pracowali tam wyśmienici krawcy. (...) W Elegancji latami ubierałam się ja, moja siostra i teściowa” - mówiła Ariadna.
Z relacji świadków rysuje się jednak zupełnie inny obraz. Synowa Gierka zawsze była znakomicie ubrana, pachniała zachodnimi perfumami.
I wcale nie nosiła swetrów, które „sama sobie robiła na drutach”. Wyglądała jak dama z zupełnie innej bajki niż PRL.
Oprócz słabości do ładnych strojów miała także inną: coraz częściej widywano ją w pracy pod wpływem alkoholu.
Skandal wybuchł w 2007 r., kiedy dziennikarz przeprowadzający z nią wywiad wezwał policję.
Wcześniej zadał kilka niewygodnych pytań, w odpowiedzi na które pani profesor zaprezentowała wyjęte z torebki koronkowe figi.
Policja wyprowadziła ją z kliniki. W 2008 r. zakazano jej wykonywania zawodu lekarza.
Oskarżono ją też o korupcję. Miała przyjmować korzyści materialne (na łączną kwotę ponad 360 tys. zł) od pacjentów, firm farmaceutycznych i produkujących sprzęt medyczny.
Proces zakończył się uniewinnieniem. Sędzia prowadzący rozprawę uznał, że lekarz czy dyrektor ma prawo przyjmować nieformalne opłaty!
Wzbudziło to powszechne oburzenie, prokuratura złożyła apelację, a sprawę skierowano do ponownego rozpatrzenia.