Artur Orzech ujawnia, kto będzie komentował tegoroczną Eurowizję. „Nie byłbym w stanie odmówić”
Artur Orzech (59 l.) od 31 lat komentuje kolejne Konkursy Piosenki Eurowizji, najpierw służbowo, a potem hobbystycznie. Jego relacje w internecie przyciągają tłumy. Prezenter ujawnił, czy w tym roku także zdecyduje się komentować finał Eurowizji.
Artur Orzech swoją pierwszą relację z Konkursu Piosenki Eurowizji poprowadził w 1992 roku, na dwa lata przed triumfem Edyty Górniak w Dublinie. Warto przypomnieć, że Konkursy Eurowizji były transmitowane w TVP na długo przed tym, gdy w rywalizacji zaczęli brać udział polscy wykonawcy. Na prośbę fanów Orzech ujawnił, jakie w tym roku ma plany na Eurowizję.
Artur Orzech jest prezenterem, którego głos silnie kojarzy się fanom Eurowizji z relacjami z finału. Odkąd w TVP Orzecha zastąpił Marek Sierocki, wielbiciele Konkursu Eurowizji co roku zarzucają byłą gwiazdę telewizji publicznej pytaniami, czy tym razem też poprowadzi niezależną relację w internecie. W ubiegłym roku komentarze na żywo Orzecha przyciągnęły 95 tys. osób, a dwa lata temu 135 tys.
Ponieważ 67. Konkurs Eurowizji zbliża się wielkimi krokami, Orzech postanowił odpowiedzieć na palące fanów pytania. Jak poinformował na specjalnym nagraniu:
"Tak, z przyjemnością będę z wami 13 maja, w trakcie finału eurowizyjnego w Liverpoolu. Będę komentował, będę dorzucał swoje trzy grosze, nie byłbym w stanie odmówić tej obecności z wami, dziękując z całego serca, za to, że jesteście".
Jak wyjaśnił, praktycznie do ostatniej chwili nie wiedział, czy poprowadzenia relacji nie uniemożliwią mu zobowiązania zawodowe, ale na szczęście okazało się, że da się wszystko pogodzić:
"Tak późno się odzywam, bo praca zawodowa w tym czasie sprowadzi mnie na Dolny Śląsk: jestem członkiem jury jednego z festiwali muzycznych. Bałem się, że nie uda się połączyć tych dwóch rzeczy, ale wszystko się uda. Do zobaczenia i usłyszenia 13 maja".
Pod nagraniem prezentera pojawiły się pełne entuzjazmu komentarze:
"Uwielbiam Pana… Eurowizja bez Pana głosu nie ma sensu"
"Eurowizja tylko z Panem i zawsze z Panem, dziękujemy"
"Cudownie! Bez Pana Eurowizja to nie to samo"
"Maestro nasz kochany! Jesteś naszym głosem Eurowizji i nic to nie zmieni"
Dwa lata temu, gdy Rafał Brzozowski pojechał do Rotterdamu z piosenką „The Ride” Orzech po raz pierwszy relacjonował konkurs w internecie. Jak wyznał z perspektywy czasu:
"To była harcerska robota. W testach przed moją transmisją opóźnienie związane z komentarzem youtubowym wynosiło od 7 do 12 sekund. Ale gdy dołączyło w sumie 130 tys. osób, to padły serwery. Okazało się, że gdy jedna piosenka się skończyła, to jeszcze komentowałem poprzednią, bo opóźnienie sięgało nawet czterech minut, a piosenka na Eurowizji trwa trzy minuty".
W ubiegłorocznej relacji z 66. Konkursu Piosenki Eurowizji, Orzech nie mógł się oprzeć pokusie wbicia subtelnej szpili swojemu następcy. Poszło o gitarę chorwackiej artystki, Mii Mia Dimšić, która w pierwszym półfinale wykonała piosenkę "Guilty Pleasure". Sierocki próbował przekonać widzów, że Chorwatka nazwała swoją gitarę na cześć ukochanego i pewnie wszyscy by mu uwierzyli, ale na szczęście Artur Orzech czuwał… Jak wyjaśnił:
"W pierwszym półfinale Chorwatka wystąpiła z gitarą. Pan Marek pozwolił sobie powiedzieć, że ta gitara ma na imię Martin, bo wszystkie dziewczyny nazywają swoje gitary imieniem swoich facetów. Martin to jest topowa marka producenta gitar akustycznych. Te gitary potrafią kosztować nawet do 50 tys. zł. To, panie Marku, trzeba wiedzieć"
Zobacz też:
Jackowski przemówił! Miał wizję na temat zwycięzcy Eurowizji 2023... Co z Blanką?
Blanka może szykować się na finał Eurowizji? Bukmacherzy nie mają wątpliwości
Bielizna, futerko i masło. Jak radzili sobie Polacy podczas Eurowizji?