Awantura o spadek po aktorce trwała aż 3 lata. Prawda wyszła na jaw dopiero teraz
Niewiele osób pamięta, że zmarła w styczniu 2014 roku Nina Andrycz wszystkie swoje oszczędności zapisała w testamencie Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy. Niestety, bank, w którym miała konto, przez kilka lat blokował wypłatę środków. Dopiero gdy sprawą zajęli się prawnicy i media, pieniądze gwiazdy trafiły tam, gdzie chciała. Kupiono za nie wysokiej klasy sprzęt medyczny dla jednego z warszawskich szpitali. Prawda o tym, dlaczego zwlekano ze spełnieniem ostatniej woli legendarnej aktorki, wyszła na jaw po latach.
Nina Andrycz była wielką damą polskiego teatru – aktorką, o której mówiono, że urodziła się, żeby grać. Ona sama twierdziła, że aktorstwo to jej życie i... sposób na życie.
„Scena to moja wielka i, na szczęście, odwzajemniona miłość. Żyję, by grać. Inne kobiety rodzą dzieci, ja rodzę role” - napisała na kartach autobiografii „Patrzę i wspominam”.
Ci, którzy ją znali, wiedzieli, że ma wielkie serce i chętnie pomaga tym, którzy pomocy potrzebują. Nikogo nie zdziwiło, gdy okazało się, że wszystkie oszczędności zapisała w testamencie Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy.
Choć życzeniem Niny Andrycz było, żeby zgromadzone przez nią na koncie w banku 85 tysięcy złotych jak najszybciej trafiło do WOŚP, musiało minąć kilka lat, by spadkobierca dostał należne mu pieniądze. Dlaczego?
Liliana Śnieg-Czaplewska, która przyjaźniła się z aktorką i opiekowała nią, dopiero niedawno wyjawiła prawdę o problemach ze spełnieniem ostatniej woli gwiazdy. Okazało się, że pracownik banku, w którym Nina Andrycz zdeponowała swoje oszczędności, namówił ją – tuż przed jej 100. urodzinami – na przelanie środków na fundusz emerytalny. Po śmierci diwy bank odmówił przekazania pieniędzy WOŚP, twierdząc, że żadna fundacja nie ma prawa dziedziczyć tzw. jednostek w funduszu emerytalnym.
„Zgodnie z testamentem te środki mogła pobrać jedynie osoba, która odziedziczyła majątek ruchomy po aktorce. Jednak pani Liliana Śnieg-Czaplewska, która opiekowała się Niną Andrycz przed śmiercią, zrzekła się pieniędzy, przez co powstał spory kłopot” - wyjaśniał na łamach „Faktu” rzecznik prasowy WOŚP, Krzysztof Dobies.
Kłopot polegał m.in. na tym, że Śnieg-Czaplewska musiałaby zapłacić spory podatek od spadku, a WOŚP takiego obowiązku nie ma. Przepychanki między bankiem a przedstawicielami spadkobierców trwały 3 lata. Bank skapitulował, dopiero gdy sprawą zainteresowały się media.
Awantura o spadek po Ninie Andrycz zakończyła się sukcesem WOŚP – fundacja dostała w końcu całą zapisaną jej przez gwiazdę w testamencie sumę wraz z odsetkami, a dodatkowo... 100 tysięcy złotych od banku, z którym wcześniej darła koty.
W połowie 2017 roku na konto WOŚP wpłynęło w sumie – dzięki Ninie – 221 tysięcy złotych. Pieniądze przeznaczone zostały na zakup sprzętu dla warszawskiego szpitala im. prof. Orłowskiego, w którym aktorka spędziła ostatnie chwile swego życia.
Nina Andrycz odeszła 31 stycznia 2014 roku. Miała 101 lat.
Źródła:
1. Książka L. Śnieg-Czaplewskiej „Nina i Józef. Sceny z życia, które minęło”, wyd. 2023.
2. Wywiad z L. Śnieg-Czaplewską, „Salon Radia TOK FM: Teraz Solska!”, kwiecień 2017.
3. Książka N. Andrycz „Patrzę i wspominam”, wyd. 2012.
4. Artykuł „Spadek po Ninie Andrycz trafił do WOŚP”, „Fakt”, czerwiec 2017.
Zobacz też:
Nina Andrycz nigdy tego nie ukrywała. Nie chciała rodzić dzieci, choć mąż ją o to błagał
Nina Andrycz: Mąż zdradzał ją na potęgę, ale nie mogła się z nim rozwieść