Barbara Brylska i Jerzy Zelnik: gorący romans na planie filmu "Faraon"
Polska superprodukcja "Faraon" z 1965 r. odniosła zasłużony sukces. Za kulisami miał miejsce romans, o którym plotkowało całe środowisko filmowe.
Kamę, czyli Barbarę Brylską, wypatrzył asystent reżysera na imprezie w studenckim klubie Hybrydy.
"Aktorka w tej roli miała być bardziej rozebrana niż ubrana, więc liczyły się walory estetyczne. Nie każdą kobietę można pokazywać nago. Musi być młoda, harmonijnie zbudowana" - takie były wymagania reżysera.
Barbara Brylska nie była jedyną kandydatką, ale wygrała - nie tylko dzięki urodzie, ale też brakowi pruderii przy "rozbieranych" ujęciach.
Aktorka była wtedy na drugim roku warszawskiej szkoły teatralnej. Pojawiły się komplikacje.
Rektor Jan Kreczmar zabronił studentom grać w filmach. I choć Brylska wystarała się o specjalne zezwolenie ministra kultury na udział w "Faraonie", ze studiów wyleciała.
Ale nim to się stało, zdążyła polecić reżyserowi do roli młodego faraona kolegę z roku, Jerzego Zelnika.
"On był skończenie piękny, nieprawdopodobnie pięknie zbudowany, poza tym bardzo inteligentny, władał angielskim" - wspomina Brylska.
"Byłem wtedy dzieckiem, miałem ledwie 19 lat - śmieje się Jerzy Zelnik. "Największym wyzwaniem było dla mnie to, że moja ukochana nie miała żadnej roli w plenerze i przez pięć miesięcy jej nie widziałem".
Aktor na planie przeżył pierwszą "pełną" miłość. Uczucie połączone z konsumpcją - wyznał po latach.
Sytuację zakochanych komplikował fakt, że ona była mężatką. I została w Polsce (zdjęcia z jej udziałem trwały tylko 5 dni), a on musiał wyjechać.
Zdjęcia rozpoczęto w atelier łódzkiej wytwórni - Zalew Wiślany udawał Nil, na wyspie na jeziorze Kirsajty koło Giżycka "wyrosły" palmy. Ale nawet przy najlepszych chęciach trudno w Polsce odtworzyć Saharę, więc na ponad pół roku ekipa przeniosła się w okolice Buchary, na pustynię Kyzył-kum.
Z Polski do Uzbekistanu (na wielomiesięczny pobyt w Egipcie nie starczyło funduszy) w 27 wagonach powędrował transport 40 tys. rekwizytów, dzięki którym 3 tys. radzieckich żołnierzy miało zmienić się w egipskie wojsko.
Temperatura w cieniu wynosiła 45 stopni Celsjusza, na pustyni, w słońcu, dochodziła do 65. Operatorzy wspominają, że na rozgrzanych przez słońce pudełkach po taśmie filmowej smażyli bez trudu jajka.
Praca w tych warunkach nie była łatwa, a reżyserowi trudno było ocenić efekt kręconych ujęć. By temu zaradzić... zatrudniono kursujących codziennie gońców.
"Goniec leciał z Buchary do Taszkientu. Z Taszkientu do Moskwy, z Moskwy do Warszawy i z Warszawy do Łodzi - do laboratorium, (...). Oni to wywoływali, chowali gdzieś, a z kopią roboczą goniec wracał do Kawalerowicza. I dopiero wtedy można było zobaczyć, czy coś z tego wyszło, czy nie" - wspomina Ryszard Ronczewski, grający oficera Eunane.
Film obejrzało ponad 9 mln osób.