Barbara Brylska przeżyła ogromną tragedię! "Nauczyłam się nie płakać"
Sława, pieniądze, powodzenie u mężczyzn nie dały jej takiego szczęścia, jak posiadanie dzieci. Los bardzo ją doświadczył, a jednak od lat stara się pielęgnować dobre emocje.
"Marzę o tym, by mój syn i mój wnuk byli zdrowi i szczęśliwi" - mówi Barbara Brylska (74 l.) o swojej rodzinie. Jej syn, 33-letni Ludwik Kosmal junior, wie, że dla matki on i jego rodzina są dziś całym światem. Zresztą zawsze tak było. Od kiedy na świecie pojawiły się dzieci, aktorstwo zeszło dla niej na drugi plan.
Ostatni raz zagrała w polskim serialu sześć lat temu, ale ma z czego żyć. Wzięła udział w show w rosyjskiej telewizji, gdzie stawki są naprawdę wysokie. Za naszą wschodnią granicą ma nadal pozycję gwiazdy. Cieszy ją to.
Stara się być pogodna, choć nigdy nie uwolniła się od tragedii, jaka zdarzyła się ponad 20 lat temu. Wtedy w wypadku samochodowym zginęła jej córka Basia. Musiała nauczyć się z tym żyć, choć na początku wydawało się, że to niemożliwe.
Dziś Barbara Brylska podkreśla, że stara się cieszyć na co dzień tym, co ma. Mieszka w daczy, którą zbudowała prawie 40 lat temu jako prezent na swoje urodziny. Hoduje pomidory, kolendrę, a w weekendy przyjmuje gości. Przyrodę lubiła od dziecka, ponieważ wyrosła na wsi.
Miała 20 lat, gdy wyszła za mąż za starszego od siebie inżyniera Jana Borowca. Zobaczył ją, gdy jako uczennica w Szkole Technik Plastycznych jechała z klasą na wycieczkę do Krakowa. Pojechał do Łodzi i ją odszukał, zostali parą. Był wykształcony, obyty, bardzo jej imponował. Jednak w małżeństwie szaleńcze uczucie szybko się wypaliło.
Zresztą Barbara wkrótce wyszła z cienia męża. Była jedną z piękniejszych studentek w szkole teatralnej, miała wielkie powodzenie. Gdy w 1966 roku zagrała w "Faraonie" Jerzego Kawalerowicza, mężatką była już tylko na papierze. Jej serce należało do młodziutkiego kolegi z planu, Jerzego Zelnika. Potem, przy kolejnej produkcji, znowu zabiło żywiej do innego mężczyzny i ta miłość w końcu zakończyła małżeństwo aktorki.
Mimo że dużo grała, nie dawało jej to szczęścia. Pochodziła z tradycyjnej rodziny i marzyła, by w końcu zostać mamą. W 1970 roku, na gali rozdania Złotych Ekranów, pojawiła się z przystojnym brunetem Ludwikiem Kosmalem. Choć miał urodę amanta, aktorem nie był, tylko znanym w Warszawie ginekologiem. Wyszła za mąż po raz drugi. Po wielu kłopotach udało się jej w końcu urodzić w 1973 roku śliczną córeczkę Basię. Byłaby w pełni szczęśliwa, jednak mąż okazał się człowiekiem nazbyt towarzyskim i lubiącym alkohol. Miała świadomość, że choć ją podziwia za dokonania zawodowe, to jednak też zdradza.
Dużo wtedy pracowała, wyjeżdżała, zwłaszcza do Związku Radzieckiego, gdzie zagrała w filmie "Ironia losu", który uczynił z niej gwiazdę radzieckiego kina. Nie rozwiodła się, choć bywało, że podczas kolejnych zdjęć uciekała w następne uczucie. Z Ludwikiem kłóciła się, rozstawała, ale też szukała zgody.
Po jednej z dobrych chwil w 1982 roku przyszedł na świat ich ukochany syn Ludwik junior. Jego narodziny nie uratowały małżeństwa rodziców. Mieszkali razem, ale Ludwik Kosmal nadal wdawał się w kolejne romanse. Rozwiedli się, gdy synek miał osiem lat.
Trzy lata później byłych małżonków na nowo połączyła tragedia. 15 maja 1993 roku zginęła ich córka, Basia Kosmal, aktorka i modelka. Zdążyła wystąpić w filmie "Motyw cienia". Tego dnia wracała z Łodzi wraz z kolegą z branży filmowej Xawerym Żuławskim, dziś znanym reżyserem. Rozmawiali, było pogodnie, on podczas jazdy chciał zmienić kasetę z muzyką. Wjechali w drzewo. Jemu nic się nie stało, ona zginęła na miejscu. Od tej chwili życie Barbary Brylskiej nigdy już nie było takie samo.
Uratował ją 11-letni wówczas syn Ludwik, który prosił: "Mamusiu, żyj dla mnie". Widział jej ból. Wszystkim przebaczyła od razu, tylko nie wiedziała, jak ma dalej żyć. Od tego czasu zawsze stara się mieć zajętą głowę, by nie myśleć.
Ze swojego życia zawodowego jest zadowolona, a w prywatnym bywa szczęśliwa, zwłaszcza kiedy patrzy na wnuczka. Jest jej zdaniem genialny. I śliczny, jak ona.