Barbara Brylska: To nieprawda, że czas leczy rany
Choć od śmierci jej córki minęło 25 lat, aktorka wciąż nie pogodziła się z tą tragedią.
We wtorek 15 maja wstała bardzo wcześnie, by jak najszybciej pojechać na cmentarz ze świeżymi kwiatami. Barbara Brylska (76 l.) co roku tego dnia jako pierwsza pojawia się przy grobie swojej córki Barbary Kosmal. I tak już od 25 lat.
Kiedy już wstawi kwiaty, ma chwilę czasu na zadumę i wspomnienia. Lecz gdy na cmentarzu zaczynają pojawiać się inni ludzie, nie czuje się już tak swobodnie. Wtedy wraca do domu letniskowego pod Warszawą, który zamieszkuje od wczesnej wiosny do późnej jesieni i gdzie czuje się najlepiej.
Aktorka doskonale pamięta, że zaraz po śmierci córki nie chciała jeździć do tego domku, za dużo w nim było wspomnień, kojarzył jej się z najszczęśliwszymi momentami spędzonymi z Basią. Jednak powoli przełamywała się i w końcu zaczęła tam wracać.
- Kiedy żyła Basia, robiliśmy tam podmurówkę i odcisnęłyśmy swoje dłonie - wspominała Barbara Brylska. - Po wypadku stanęłam nad tymi rączkami i strasznie płakałam. Codziennie tam szłam, jak do ołtarza. Po kilku dniach między dłońmi Basi zrobiło się pęknięcie betonu, takie bez końca. Zrozumiałam, że Basia jest blisko, jest przy mnie. I choć to miejsce zarasta już mchem, nadal pozostaje święte.
Jednak nawet dzisiaj, kiedy minęło ćwierć wieku, aktorka ten tragiczny dzień 15 maja 1993 roku wspomina niechętnie i nie potrafi spokojnie mówić o tym, co się stało.
20-letnia Barbara Kosmal, córka aktorki i jej drugiego męża, lekarza Ludwika Kosmala, była początkującą aktorką i modelką. Wracała z Łodzi wraz z kolegą z branży filmowej, synem Małgorzaty Braunek i Andrzeja Żuławskiego Xawerym Żuławskim, dziś znanym reżyserem.
Xsawery prowadził samochód. Basia siedziała obok. Rozmawiali, było pogodnie, on podczas jazdy chciał zmienić kasetę z muzyką... Stracił panowanie nad kierownicą. Auto wjechało w drzewo. Jemu nic się nie stało, ona zginęła na miejscu.
Kilka dni później miała lecieć do Nowego Yorku na kontrakt jako modelka... Po wypadku, jeszcze tego samego dnia, do drzwi mieszkania zdruzgotanej aktorki zapukał Xawery.
- Ja do niego nie mam i nie umiem mieć pretensji - wyznawała aktorka. - Popełnił błąd, który popełniają młodzi, niedoświadczeni kierowcy. Tak się miało stać. Odmówiliśmy wszelkich kar. Nie czuję do niego złości, ale nie chcę go spotkać, bo nie mamy sobie nic do powiedzenia. To przywołałoby bolesne wspomnienia - dodaje.
Barbara Brylska nie ukrywała, że po tragedii, nie chciało się jej żyć. Uratował ją 10-letni wówczas syn Ludwik, który prosił: "Mamusiu, żyj dla mnie". Widział jej ból. Bo chociaż przebaczyła, to nie wiedziała, jak ma dalej żyć.
Nieszczęście zbliżyło ją do byłego męża, Ludwika Kosmala, z którym rozstała się kilka lat wcześniej. - Mąż zdradzał mnie zawsze, ale nigdy się do tego nie przyznał. Uciekłam od niego, chciałam żyć spokojnie, ale nie żałuję tych lat spędzonych razem, nie żałuję że wyszłam za mąż, wtedy byłam bardzo szczęśliwa - mówiła aktorka.
Pani Barbara, gdy tylko dostaje propozycję zagrania w filmie czy serialu, z przyjemnością się zgadza, choć niestety nie zdarza się to często. Stara się zawsze mieć zajętą głowę, by jak najmniej myśleć. A cały swój wolny czas, poświęca wnukom: Szymonowi i Kubie.
W ogrodzie podmiejskiej daczy, w miejscu, w którym kiedyś uwielbiała się opalać, dzisiaj przygotowany jest plac zabaw dla dzieci. Syn Ludwik i synowa Ola niemal każdy weekend spędzają na działce.
- Jest wspaniałą babcią, która aktywnie spędza czas z rodziną. Szymon bardzo się tuli do babci z którą uwielbia rozmawiać, a ona poświęca mu dużo czasu i uwagi. Odwiedza nas kiedy jest w Warszawie, ale nie chodzi z białą chusteczką i nie robi testu czystości. Obserwuje, ale nie wtrąca się - zdradziła synowa aktorki.
A kiedy już Barbara Brylska na działce zostaje sama, jej wzrok biegnie ku podmurówce, gdzie wciąż widzi odciśnięte dłonie ukochanej córki.